Było to ponad dwadzieścia lat temu. Jeden błąd, jedna chwila słabości, która na zawsze zmieniła nasze życie. Zdradziłam swojego męża, Andrzeja. Nie potrafię nawet wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. Może była to potrzeba uwagi, której wtedy od niego nie dostawałam, może poczucie, że czegoś mi brakuje. Ale tamten romans był krótki i bez znaczenia, a poczucie winy, które po nim przyszło, stało się nie do zniesienia.


Kiedy w końcu zdobyłam się na odwagę, by wyznać Andrzejowi prawdę, myślałam, że to będzie koniec naszego małżeństwa. Ale on, choć wstrząśnięty, powiedział, że mi wybacza. Wróciliśmy do codzienności, ale nasza relacja nigdy już nie była taka sama. Widziałam to w jego oczach – cień bólu, niedowierzanie, które nigdy całkowicie nie zniknęło.


Przez lata starałam się wszystko naprawić. Byłam oddaną żoną, wspierałam go we wszystkim, próbowałam pokazać, że jestem warta jego zaufania. Myślałam, że nam się udało. Ale kilka dni temu Andrzej oznajmił coś, co zburzyło mój świat.


– Aniu, chcę rozwodu – powiedział, siedząc przy stole. Jego głos był spokojny, ale stanowczy.
Zamarłam.


– Co? Andrzeju, dlaczego? Myślałam, że wszystko jest już za nami. Przecież wybaczyłeś mi…
Spojrzał na mnie z bólem w oczach.


– Wybaczyłem, ale nigdy nie zapomniałem – powiedział cicho. – Przez te wszystkie lata próbowałem, ale nie potrafię z tobą żyć jak dawniej. To mnie zżera od środka.


Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Przez tyle lat udawał, że wszystko jest w porządku, a teraz, po tylu latach, chce zakończyć nasze małżeństwo?


– Andrzeju, ale przecież byliśmy szczęśliwi – próbowałam go przekonać. – Czy te wszystkie wspólne chwile, nasze dzieci, naprawdę nic dla ciebie nie znaczą?


– Oczywiście, że znaczą – odpowiedział. – Ale każdego dnia czuję, jak coś między nami jest nie tak. Nie chcę już żyć w tym cieniu. Chcę spokoju.


Tamtej nocy nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły się wspomnienia – nasze wspólne wyjazdy, święta, uśmiechy naszych dzieci. Czy to wszystko miało się teraz skończyć przez coś, co wydarzyło się tak dawno temu? Z jednej strony rozumiałam jego ból, ale z drugiej czułam, że nie zasługuję na to, by być ukarana po tylu latach prób naprawienia wszystkiego.

Następnego dnia próbowałam z nim porozmawiać.


– Andrzeju, błagam cię, przemyśl to jeszcze raz – powiedziałam. – Pracowaliśmy na to małżeństwo przez całe życie. Czy naprawdę chcesz to teraz wszystko zniszczyć?


Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.


– Aniu, to nie decyzja podjęta z dnia na dzień. Myślałem o tym od lat. Nie chodzi o zemstę ani o złość. Po prostu chcę zacząć od nowa.


Jego słowa były jak nóż wbity prosto w serce. Nie wiedziałam, co zrobić. Czy powinnam walczyć o nasze małżeństwo, czy zaakceptować jego decyzję i pozwolić mu odejść? Czułam się bezradna.


Kiedy opowiedziałam o wszystkim mojej przyjaciółce, poradziła mi, żebym dała mu przestrzeń.


– Może potrzebuje czasu, żeby zrozumieć, co naprawdę chce – powiedziała.


Zaczęłam się zastanawiać, czy może rzeczywiście tak powinno być. Czy moje poczucie winy nie więziło nas oboje przez te wszystkie lata? Może rozwód byłby dla niego sposobem na odnalezienie spokoju, którego nigdy nie zaznał.


Ale czy ja potrafiłabym żyć bez niego? Czy mogłam znieść myśl, że straciłam nie tylko jego zaufanie, ale też jego miłość? Te pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi.


Na razie staram się walczyć o nas, choć coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy nie jest już za późno. Może czasem jedyną drogą, by kogoś kochać, jest pozwolić mu odejść.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Pracowałam za granicą, żeby moje dzieci miały lepsze życie": Teraz, gdy wróciłam, nie mają dla mnie czasu


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Gwiazda Betlejemska nie lubi hartowania. Jak zadbać o jej liście, aby kwitła cały rok