Kiedyś byłam dla moich dzieci całym światem. To ja pielęgnowałam ich rany, tuliłam, kiedy płakali, przygotowywałam ulubione potrawy i czekałam na ich powroty ze szkoły. Każda ich radość była moją radością, a każdy ból – moim bólem. Nigdy nie żałowałam ani jednej chwili poświęconej dla nich. Ale dziś, kiedy patrzę na telefon leżący na stole, czuję, że coś poszło nie tak. Dzwoni tylko wtedy, gdy czegoś potrzebują.
Ostatni raz widziałam swojego syna, Adama, dwa miesiące temu. Wpadł na godzinę, bo miał spotkanie w pobliżu. Zjadł obiad, wypił kawę i pospiesznie wyszedł. Nie zapytał, jak się czuję, co u mnie. Zostawił tylko listę rzeczy, które chciał, żebym mu załatwiła – kilka dokumentów z domu rodzinnego, a także prośbę o przelew na nową lodówkę.
Córka, Marta, też dzwoni tylko wtedy, gdy potrzebuje opieki dla wnuków. „Mamo, mogłabyś ich odebrać ze szkoły? I może jeszcze zostać z nimi do wieczora, bo mamy z Robertem kolację biznesową.” Oczywiście zgadzam się. Jak mogłabym odmówić? Ale za każdym razem, kiedy zamykam za nimi drzwi, czuję pustkę. Gdzie są pytania o to, jak mi minął dzień? Gdzie jest zainteresowanie tym, co u mnie?
Pewnego dnia, kiedy telefon znów zadzwonił, odebrałam z nadzieją, że może tym razem ktoś po prostu zapyta: „Jak się masz, mamo?” Ale to była Marta.
– „Mamo, mogłabyś pożyczyć mi 500 zł? Wiesz, mamy chwilowy problem z samochodem, a pensja Roberta będzie dopiero za tydzień.”
Zamilkłam na chwilę, próbując powstrzymać łzy.
– „Oczywiście, kochanie,” odpowiedziałam cicho. „Przeleję ci dzisiaj.”
Kiedy odłożyłam słuchawkę, długo patrzyłam na zdjęcie naszej rodziny wiszące na ścianie. Wydawało się takie odległe – uśmiechnięte twarze, wspólne chwile, które kiedyś były dla nas wszystkim. Gdzie to się podziało? Czy ja sama pozwoliłam, żeby nasza relacja sprowadziła się do prośby o pomoc?
Kilka dni później podjęłam decyzję. Postanowiłam zadzwonić do Adama i powiedzieć, co czuję.
– „Adam, musimy porozmawiać,” zaczęłam ostrożnie, kiedy odebrał.
– „Jasne, mamo. Ale szybko, bo mam spotkanie za pół godziny,” odpowiedział, co tylko utwierdziło mnie w moich obawach.
– „Adam, czuję się, jakbym była dla ciebie i Marty tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujecie. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, co u mnie? Czy zastanawiasz się, czy ja czasem czegoś potrzebuję?” zapytałam, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to boli.
Zapadła cisza. Po chwili odpowiedział:
– „Mamo, nie przesadzaj. Przecież dzwonimy, odwiedzamy cię, kiedy tylko możemy.”
– „Ale zawsze z jakąś sprawą, Adam,” przerwałam mu. „Nie pamiętam, kiedy ostatnio po prostu zapytałeś, jak się czuję.”
– „Mamo, nie mamy tyle czasu, ile kiedyś. Praca, dzieci, życie…” próbował się tłumaczyć.
– „A ja? Czy ja już nie jestem częścią waszego życia?” zapytałam, czując, że głos mi się łamie.
Adam westchnął.
– „Mamo, przepraszam. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak się czujesz. Obiecuję, że to zmienię.”
Nie wiem, czy jego słowa coś zmienią. Nie wiem, czy Marta też zrozumie, że potrzebuję czegoś więcej niż bycia na ich usługach. Ale tamtego dnia zrobiłam pierwszy krok, by walczyć o swoje miejsce w ich życiu.
Teraz codziennie patrzę na telefon, czekając, czy zadzwonią nie z prośbą, ale z pytaniem, jak się czuję. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi. Ale czy tak się stanie? Tego nie wiem. Póki co, pozostaje mi samotność w domu pełnym wspomnień.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Mąż podjął decyzję o sprzedaży naszego domu bez mojej zgody": Powiedział, że to dla naszego dobra
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Syn wprowadził się do mnie z rodziną i traktuje mój dom jak swój": Ignorując moje potrzeby