Do trzydziestego piątego roku życia żyłem pod jednym dachem z rodzicami. Każdy dzień był taki sam – powrót do rodzinnego domu, gdzie czekała ciepła kolacja, a problemy wydawały się mniej istotne. Moja mama zawsze była osobą dominującą. To ona decydowała, co będzie na obiad, jak powinniśmy planować nasze dni, jakie decyzje powinniśmy podejmować. Kiedy w końcu zdecydowałem się kupić własne mieszkanie, czułem, że to jest moment, w którym wreszcie stanę na nogi, odzyskam kontrolę nad swoim życiem. Byłem wolny.


Kupno mieszkania było dla mnie ogromnym krokiem. Odkładałem pieniądze przez lata, rezygnowałem z przyjemności, a kiedy w końcu stanąłem przed drzwiami swojego własnego miejsca na ziemi, poczułem ulgę, dumę i pewność, że teraz wszystko się zmieni. Wreszcie byłem niezależny. Czułem, że to początek nowego życia. Ale nie minęło wiele czasu, zanim moja nowa rzeczywistość została wywrócona do góry nogami.


Moja siostra, Zuzanna, miała zupełnie inne życie. Nigdy nie chciała pracować na własny sukces. Żyła z dnia na dzień, wciąż licząc na pomoc mamy i taty, nigdy nie myśląc o tym, by wziąć na siebie odpowiedzialność za własne decyzje. Zawsze była „tą młodszą,” oczkiem w głowie mamy, a ja starałem się tego nie zauważać. Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło.


Zadzwoniła do mnie mama. Ton jej głosu był chłodny i stanowczy, jakby to, co miała mi do powiedzenia, było sprawą życia i śmierci. Kiedy usłyszałem, co chciała mi przekazać, poczułem, jak ziemia osuwa się spod moich stóp.


– Zuzanna potrzebuje mieszkania – powiedziała bez ogródek. – Ona teraz jest w trudnej sytuacji, a ty masz swoje. Moglibyście się podzielić.


Zaniemówiłem. Podzielić? Przecież to moje mieszkanie. Całe życie pracowałem, by w końcu mieć coś swojego, a teraz mama, z tym zimnym spokojem, mówiła mi, że powinnam oddać część mojej ciężkiej pracy komuś, kto nigdy nie wykazał się żadną odpowiedzialnością. Dla mojej siostry wszystko zawsze było podane na tacy.


– Mamo, to nie jest możliwe. – Starałem się być opanowany, choć w środku czułem, jak narasta we mnie gniew. – To moje mieszkanie, ciężko na nie pracowałem. Zuzanna może zacząć pracować, oszczędzać, tak jak ja to zrobiłem.


Mama przerwała mi, jakby to, co mówiłem, nie miało żadnego znaczenia.


– Ale ona potrzebuje teraz. Ty sobie poradzisz, zawsze dawałeś radę. Zuzanna ma dzieci, musimy jej pomóc. Ty nie masz dzieci, nie masz takiego obciążenia. To, co masz, powinno być dla rodziny.


Rodziny. To słowo odbijało się echem w mojej głowie. Przez całe życie byłem odpowiedzialny, odkładałem własne potrzeby na bok, żeby pomóc rodzicom i siostrze. A teraz, kiedy w końcu miałem coś swojego, mama uważała, że powinienem to oddać, bo moja siostra ma dzieci? Czy naprawdę tak widziała sprawiedliwość?


– Nie mogę tego zrobić – powiedziałem stanowczo. – To moje mieszkanie. Jeśli Zuzanna potrzebuje pomocy, niech znajdzie inne rozwiązanie. Przecież jest dorosła.


W słuchawce zapadła cisza, a potem usłyszałem słowa, które sprawiły, że serce mi zamarło.


– Jeśli nie chcesz jej pomóc, to jesteś egoistą. Zawsze myślałam, że rodzina jest najważniejsza. Widocznie się myliłam.


Egoistą? To ja miałem być egoistą, bo nie chciałem oddać swojego mieszkania komuś, kto nigdy nie wziął na siebie odpowiedzialności? Czy naprawdę moje życie miało polegać na zadowalaniu innych, kosztem własnych marzeń i ciężkiej pracy?


Próbowałem jeszcze raz tłumaczyć mamie, że to nie jest sprawiedliwe, że Zuzanna powinna sama zadbać o swoją przyszłość, ale każda próba rozmowy kończyła się na tym samym – na oskarżeniach, że nie dbam o rodzinę, że powinienem pomagać. Każda rozmowa była coraz bardziej pełna napięcia, a mama zaczęła naciskać coraz bardziej, jakby myślała, że wystarczająco mnie obwini, to w końcu ulegnę.


Zuzanna nigdy nie przyszła do mnie, żeby o coś poprosić. To mama walczyła za nią, jakby była bezbronnym dzieckiem. A ja byłem ten zły, bo postanowiłem postawić granice. Wiedziałem, że jeśli ulegnę teraz, to stracę wszystko, o co walczyłem. Całe moje życie stanie się marionetką w rękach mojej rodziny.


Pewnego dnia, kiedy mama przyszła do mnie bez zapowiedzi, myślałem, że chce jeszcze raz porozmawiać, ale od razu zobaczyłem, że tym razem przyszła z ostateczną decyzją.


– Albo oddasz to mieszkanie Zuzannie, albo przestajemy być rodziną – powiedziała zimno.


Czułem, jak wszystko we mnie pęka. Czy naprawdę miała to być nasza ostatnia rozmowa?

Czy wszystko, co zbudowaliśmy jako rodzina, miało się rozpaść z powodu jednego mieszkania? Ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Nie mogłem oddać swojego życia dla kogoś, kto nigdy nie chciał wziąć odpowiedzialności za siebie.


– Nie mogę – odpowiedziałem, starając się trzymać emocje na wodzy. – Kocham cię, mamo, ale to moje życie. Nie mogę poświęcić go dla kogoś, kto sam nie chce walczyć o swoje.


Spojrzała na mnie, jakby patrzyła na obcego człowieka. Bez słowa odwróciła się i wyszła, trzaskając drzwiami.


Tamtego dnia wiedziałem, że coś pękło na zawsze. Moje relacje z mamą nigdy nie będą już takie same. Postawiłem na siebie, ale cena, którą za to zapłaciłem, była ogromna.


To też może cię zainteresować: Zachowaj ostrożność podczas czyszczenia nagrobków. Nie popełnij tych błędów, by nie narobić szkód


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Prawda o Agacie Dudzie wyszła na jaw. Jej uczniowie wszystko powiedzieli