Wydawało się, że nasze małżeństwo przetrwa wszystko. Przez ponad trzy dekady byliśmy razem – dzieliliśmy codzienne obowiązki, święta, problemy, radości. Od zawsze byłem dla niej wsparciem, oddałem jej swoje życie, rezygnowałem z własnych marzeń, by mogła realizować swoje. Myślałem, że jesteśmy nierozerwalni, że wspólnie staniemy naprzeciw każdej przeciwności losu. Ale kiedy najbardziej potrzebowałem jej wsparcia, okazało się, że byłem w błędzie.


Choroba przyszła nagle, jak nieproszony gość. Z dnia na dzień mój stan zaczął się pogarszać. Były to drobne symptomy – zmęczenie, bóle w plecach, zawroty głowy. Początkowo myślałem, że to nic poważnego. Ale kiedy lekarze postawili diagnozę, świat, który znałem, runął. Było to coś poważnego. Coś, co wymagało długiego leczenia, rehabilitacji, wsparcia. Myślałem, że żona będzie przy mnie, że razem przejdziemy przez ten koszmar.


Ale zamiast tego, z dnia na dzień zaczęła się odsuwać. Na początku były to drobne rzeczy – coraz mniej rozmów, coraz więcej wymówek, dlaczego nie może ze mną iść na kolejne badanie. "Jestem zmęczona", "Muszę zająć się sprawami w pracy", "Nie mogę teraz, ale następnym razem pójdę". Byłem zbyt słaby, by protestować, więc przyjmowałem to, licząc, że wróci do mnie, że zrozumie, jak bardzo jej potrzebuję.


Ale jej odsunięcie się było coraz bardziej wyraźne. Dni zamieniały się w tygodnie, a ona zaczęła coraz częściej znikać z domu. Zostawiała mnie samego, z bólem, z pustką, z poczuciem, że przestaliśmy być partnerami, jakimi kiedyś byliśmy. Aż pewnego dnia po prostu przestała wracać.


To była zwykła noc. Leżałem w łóżku, walcząc z bólem, gdy zobaczyłem, jak zbiera swoje rzeczy. Nawet nie próbowała tego ukryć. Pakowała ubrania, kosmetyki, jakby to była zwykła podróż służbowa. Ale tym razem czułem, że to coś więcej. Gdy zapytałem, co robi, odpowiedziała chłodno:


– Muszę wyjechać. Potrzebuję przerwy.


– Przerwy? – zapytałem zdziwiony, nie wierząc w to, co słyszę. – Z czego? Z naszego małżeństwa?


Spojrzała na mnie bez śladu emocji.


– Nie rozumiesz, że to wszystko mnie przerasta? – jej głos był ostry, zimny, jakby mówiła o czymś, co od dawna było oczywiste. – Nie jestem w stanie dłużej tego ciągnąć. Nie mogę dłużej patrzeć, jak się staczasz. To nie życie. To czekanie na koniec.


Jej słowa były jak uderzenie w twarz. Czy to naprawdę mówiła kobieta, którą kochałem przez trzydzieści lat? Kobieta, której poświęciłem wszystko? Przez wszystkie te lata myślałem, że jestem dla niej ważny, że nasze życie, nasze małżeństwo to coś więcej niż tylko wygoda. A teraz, gdy byłem słaby, gdy potrzebowałem jej najbardziej, ona postanowiła mnie porzucić.


– Chcesz mnie zostawić? – zapytałem, choć odpowiedź była już oczywista.


– Tak – odpowiedziała, nie spuszczając wzroku. – Nie mogę dłużej tego znosić. Zasługuję na coś lepszego.


"Zasługuję na coś lepszego." Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie przez całą noc. Jak mogła tak po prostu odejść? Po trzydziestu latach, po wspólnym życiu, po tym wszystkim, co dla niej zrobiłem? Czułem się zdradzony, opuszczony w momencie, gdy najbardziej jej potrzebowałem.


Kiedy wyszła z domu tamtej nocy, poczułem, że coś we mnie umiera. Nie tylko ciało, które już od dawna walczyło z chorobą, ale i dusza. Zostawiła mnie samego z moim bólem, z poczuciem, że całe moje życie, całe nasze małżeństwo było kłamstwem. Nie było miłości, nie było wsparcia. Była tylko iluzja, którą podtrzymywaliśmy przez lata.


Teraz, leżąc samotnie w tym samym łóżku, w którym kiedyś dzieliliśmy życie, zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Czy całe moje poświęcenie było na nic? Czy miłość, którą jej oddałem, nigdy nie była prawdziwa? Jedno jest pewne – w chwili, gdy najbardziej jej potrzebowałem, ona odwróciła się ode mnie.


I choć nadal jesteśmy małżeństwem na papierze, w sercu wiem, że wszystko się skończyło.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Z żoną daliśmy naszym dzieciom wszystko": Kupiliśmy mieszkania i samochody, a na starość przez nich straciliśmy wszystko


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Najmodniejsza fryzura dla kobiet po 60-tce. Odmładza o 10 lat