Mój wnuk, Piotr, zawsze wydawał się być odpowiedzialnym młodym mężczyzną. Pomagał mi w codziennych sprawach, robił zakupy, a nawet odbierał moje leki z apteki. Byłam z niego dumna i wierzyłam, że mogę na niego liczyć, szczególnie po śmierci mojego męża, kiedy to życie samotnej starszej kobiety stało się jeszcze trudniejsze.


Pewnego dnia, podczas obiadu, Piotr zaczął rozmowę, która na początku wydawała się niewinna. Mówił o swojej nowej pracy i o marzeniach związanych z kupnem nowego mieszkania w centrum miasta. Słuchałam z uwagą, ciesząc się, że radzi sobie tak dobrze. Jednak z czasem rozmowa przybrała dziwny obrót.


„Babciu,” zaczął powoli, „mam pewien pomysł. Twoje mieszkanie jest dość duże, a ja i Ania szukamy czegoś mniejszego, bliżej miasta. Myślałem, że moglibyśmy sprzedać twoje mieszkanie, a ty mogłabyś zamieszkać w mniejszym, wygodniejszym lokum. Z resztą pieniędzy moglibyśmy zrealizować nasze marzenie.”


Serce zamarło mi w piersi. Jak to, moje mieszkanie? To przecież jedyne, co mi pozostało po całym życiu pracy, po latach spędzonych z moim mężem. Jak mógłby myśleć o czymś takim?


„Piotrku, nie mogę się na to zgodzić,” odpowiedziałam stanowczo, choć głos mi się trząsł. „To mieszkanie jest moim domem. Tu spędziłam większość życia, tu są wszystkie moje wspomnienia.”


Ale Piotr nie ustępował. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej naciskał, a ja czułam, jak tracę grunt pod nogami. W końcu, pewnego dnia, powiedział mi, że już złożył ofertę sprzedaży. Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co zrobić.


Wtedy, w najbardziej niespodziewanym momencie, pojawiła się pomoc. Zjawienie się pana Jana, mojego dawnego sąsiada z lat młodości, było jak promyk nadziei w tej trudnej sytuacji. Przez przypadek dowiedział się o mojej sytuacji i natychmiast postanowił pomóc.


„Pani Heleno, nie pozwolę, żeby ktoś tak panią traktował. To jest pani dom, i nikt nie ma prawa go pani zabrać,” powiedział z determinacją w głosie.


Z pomocą Jana skontaktowałam się z prawnikiem, który pomógł mi zablokować wszelkie próby sprzedaży mieszkania przez Piotra. Byłam zszokowana, że wnuk, którego kochałam i ufałam, mógł posunąć się do czegoś takiego. Ale dzięki Janowi i ludziom, których spotkałam na swojej drodze, odzyskałam spokój i poczucie bezpieczeństwa.


Piotr nigdy nie przeprosił za to, co próbował zrobić. Nasza relacja nigdy nie wróciła do normy, ale ja zrozumiałam jedno: w życiu czasami pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanej strony. I czasem to właśnie obcy człowiek może okazać się prawdziwym przyjacielem.


To też może cię zainteresować: Różie Kozakowskiej odebrano złoty medal. Jej słowa poruszają do łez


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Mój mąż jest okropny": Chce, żebym cały czas była w domu