Mój tata zawsze był dla mnie wzorem. Wychowywał mnie sam po śmierci mamy, dbając o to, żebym miała wszystko, czego potrzebuję. Był silny, pracowity i nigdy nie bał się ciężkiej pracy, żeby zapewnić nam godne życie. Dlatego kiedy zaczął podupadać na zdrowiu, postanowiłam, że będę go wspierać najlepiej, jak potrafię. Ale los miał dla mnie inny plan, a to, co odkryłam, wstrząsnęło mną do głębi.
Na początku często odwiedzałam tatę, dbałam o niego, przywoziłam mu zakupy, gotowałam ulubione potrawy, a czasem spędzaliśmy całe wieczory, wspominając dawne czasy. Ale z czasem jego stan się pogorszył, a ja musiałam więcej czasu poświęcać własnej rodzinie, dzieciom, pracy. Byłam rozdarta między obowiązkami domowymi a chęcią bycia przy nim.
Wiedziałam, że sąsiadka, pani Krystyna, często do niego zaglądała, przynosiła mu obiad, rozmawiała z nim. Myślałam, że to dobrze, że ma kogoś blisko, kto może mu pomóc w codziennych sprawach.
Z czasem moje wizyty stawały się coraz rzadsze. Każda rozmowa telefoniczna kończyła się zapewnieniem taty, że wszystko jest w porządku, że nie muszę się martwić. Czułam się uspokojona, choć gdzieś w głębi serca tlił się niepokój.
Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, tata powiedział mi, że napisał testament. Powiedział to spokojnie, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie. Zamarłam, słysząc te słowa. Testament? W mojej głowie zawirowały myśli. Przecież nie jest jeszcze tak stary, dlaczego nagle zdecydował się na taki krok?
Zaprosiłam go na rozmowę, żeby dowiedzieć się, co dokładnie zapisał w swoim testamencie. To, co usłyszałam, kompletnie mną wstrząsnęło. Tata postanowił, że wszystko, co posiada – dom, oszczędności, nawet rodzinne pamiątki – zostawi sąsiadce, pani Krystynie. Powiedział, że to ona się nim opiekuje, że zawsze jest przy nim, kiedy tego potrzebuje. Byłam w szoku.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tata podjął taką decyzję. Przecież to ja jestem jego córką, ja powinnam być tą, która dziedziczy po nim wszystko. Próbowałam z nim rozmawiać, przekonywać go, że to nie jest sprawiedliwe, że ja też go kocham i chcę się nim opiekować.
Ale tata był nieugięty. Powtarzał, że pani Krystyna była przy nim, kiedy najbardziej tego potrzebował, że to ona zasłużyła na jego wdzięczność i wsparcie po jego śmierci.
Czułam się zdradzona, jakby ktoś wyrwał mi serce. Jak to możliwe, że mój własny ojciec, który zawsze był dla mnie wszystkim, nagle postanowił oddać wszystko komuś obcemu? Przecież pani Krystyna nie jest nawet częścią naszej rodziny. Jak mogła tak łatwo wkraść się do jego serca i odebrać mi to, co uważałam za swoje prawo?
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Moje dzieci zabierają moją emeryturę": Twierdzą, że to ich pieniądze
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Moja teściowa uważa, że powinniśmy oddawać jej wszystkie pieniądze": To nie jest normalne