Nie było więc powodu do wdzięczności. A teraz jestem zmęczona tą sytuacją, przestałam. Od razu stałam się zła i samolubna. Rozumiem, że to moja wina, że pozwoliłam się wykorzystać, ale chciałam jak najlepiej. Mój brat zawsze był lekkoduchem i wybrał sobie taką samą narzeczoną. Oboje myślą o tym, jak ułatwić sobie życie kosztem innych.

Przez długi czas odbywało się to moim kosztem. W dzieciństwie rzadko rozmawialiśmy z bratem, bo często miałam przez niego kłopoty. Jestem starsza, powinnam być mądrzejsza. Mój brat również wymyślał wiele historii, jego wyobraźnia była w pełni rozwinięta. Nie było dla mnie jasne, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie.

Uważał mnie za nudziarę i osobę mało inteligentną. Ogólnie rzecz biorąc, nie lubiliśmy się kontaktować, ale kiedy dorośliśmy, w jakiś sposób zbliżyliśmy się do siebie i zaczęliśmy częściej do siebie dzwonić. Dla mojej mamy był to balsam dla duszy, zawsze martwiła się, że nie jesteśmy przyjaciółmi.

Kiedy mój brat się ożenił, przez jakiś czas przyjaźniliśmy się nawet z naszymi rodzinami. Teraz mieszkam sama, wychowując córkę. Miałam trudne relacje z mężem, okazał się manipulatorem i naprawdę zszargał mi nerwy podczas rozwodu. Mój brat i jego żona zdawali się prowadzić normalne życie, wychowując również córkę, nasze dzieci są w odstępie zaledwie sześciu miesięcy.

Najprawdopodobniej mój brat i jego żona wykorzystywali moją dobroć przez długi czas, ale po prostu tego nie zauważyłam. Ale miesiąc temu w końcu otworzyły mi się oczy. Mój brat i jego żona pracują w tej samej firmie i całkiem nieźle zarabiają. W ciągu roku zaoszczędzili na drogi zagraniczny samochód i udało im się go kupić bez kredytu.

Ilekroć przyjeżdżałam w odwiedziny, co zwykle odbywało się na ich zaproszenie, zawsze dzwoniłam ze sklepu i pytałam, co muszę kupić. Wiesz, to się zdarza, kiedy gotujesz i myślisz, że masz wszystko, ale potem okazuje się, że nie masz wystarczającej ilości majonezu, albo nie masz groszku, albo zapomniałaś kupić chleba. Moja mama mnie tego nauczyła i prawie zawsze słyszałam "o, tak, zapomniałam! Kup to, to i to".

Mieli oddać pieniądze, ale przeważnie "zapominali" o tym. Albo kiedy chodziłam do mamy, zawsze zbierałam owoce dla rodziny brata. I tak zbierałam je dla siebie, więc co mi tam. Piekłam też ciasta dla rodziny mojego brata, gdy piekłam dla siebie. Prosili o ciasto, gdy tylko usłyszeli, że coś planuję upiec.

Czasami odbierałam bratanicę z przedszkola w tym samym czasie. Dzwonili do mnie i pytali, kiedy odbiorę córkę i prosili, żebym odebrała też bratanicę, bo oni nie zdążą. Bez zastanowienia odbierałam obie dziewczynki, po drodze szłyśmy na spacer, potem przyprowadzałam je do domu, karmiłam, zabawiałam, a przed dziewiątą wieczorem mój brat lub jego żona przychodzili po córkę.

Czasami musiałam też nakarmić je obiadem. Czasami zostawałam z bratanicą na tydzień lub dwa, kiedy mój brat i jego żona wyjeżdżali na wakacje. Uważali, że zabieranie takiego dziecka w długą podróż nie jest dobrym pomysłem, zwłaszcza w obliczu zmian klimatycznych. Dostarczyli tylko ubrania dziewczynki i nie zadali sobie trudu, by zadbać o jedzenie dla niej czy pieniądze. Poczułam się jakoś nieswojo.

Trwało to dość długo i prawdopodobnie trwałoby nadal, ale w zeszłym miesiącu zachorowałam. Rano nie czułam się najlepiej, ale wzięłam kilka tabletek i myślałam, że to minie. Tak się jednak nie stało, więc po południu musiałam zwolnić się z pracy i wrócić do domu.

Tam wzięłam kolejną porcję tabletek i położyłam się spać, aby obudzić się na czas i odebrać córkę z przedszkola. Wieczorem było jeszcze gorzej. Nawet wstanie z łóżka i nalanie sobie wody było wyzwaniem, po prostu nie dotarłabym do przedszkola.

Postanowiłam więc zadzwonić do żony mojego brata i poprosić ją, aby zabrała moją córkę do siebie na kilka dni. Bałam się, że mój stan się pogorszy, a córka zostanie bez kontroli. Wyjaśniłam swoją sytuację, wyraziłam prośbę i odmówiono mi.

Powiedzieli mi, że spodziewali się, że zabiorę dzieci dzisiaj, ponieważ mieli plany na wieczór, więc nie mogą mi pomóc. To był szok. Nie tylko proszę, mam więcej niż dobry powód. Wtedy uratowała mnie moja przyjaciółka. Zadzwoniłam do nauczycielki, a ona oddała córkę koleżance, bo córka ją znała i wyszła z nią bez histerii.

Tydzień leżałam w szpitalu, dużo spałam. Przez cały ten czas córka mieszkała z koleżanką, a ja wysyłałam jej pieniądze na córkę, żeby nie wydawała swoich. Ani mój brat, ani jego żona nawet nie zapytali w SMS-ie, jak się czuję. Mój kolega przyniósł mi tabletki, a moja przyjaciółka przyszła kilka razy i przyniosła mi domowe jedzenie.

W ciągu tego tygodnia bardzo zmieniłam zdanie i miałam czas na przemyślenia. Doszłam do wniosku, że teraz będę pomagać tylko tym, którzy pomagają mnie. Mój brat i jego żona nie należą do tej kategorii.

Tydzień później, po południu, otrzymałem telefon od bratowej: "Cześć, o której odbierasz dziś córkę? O piątej? Świetnie, odbierz też naszą, dobrze? A my przyjedziemy wieczorem i odbierzemy ją od ciebie". Odmówiłam, mówiąc, że mam inne plany. W słuchawce nastąpiła przerwa. Potem ponownie zapytali mnie, co mam na myśli. Powtórzyłam jeszcze raz, że odbiorę tylko swoją córkę. "Rozumiem", powiedziała żona mojego brata, niezadowolona, i rozłączyła się.

Pół godziny później mój brat oddzwonił i niemal niegrzecznie zaczął tłumaczyć, że mają cały wieczór i nie zdążą przed zamknięciem przedszkola. Odpowiedziałam, że to nie mój problem i rozłączyłem się. Kiedy przyszłam odebrać córkę, nauczycielka wyprowadziła moją bratanicę i moją córkę, bo żona mojego brata zadzwoniła do niej i powiedziała, żebym zabrała obie.

Wieczorem moja matka zadzwoniła do mnie i zaczęła się dowiadywać, dlaczego odmówiłam pomocy mojemu bratu, on i jego żona mieli ważne spotkanie w pracy, a ja ich wystawiałam. Powiedziałam mamie o sytuacji sprzed dwóch tygodni, kiedy potrzebowałam pomocy, ale mój brat nawet nie ruszył palcem w tym kierunku.

Matka milczała i powiedziała: "Musisz być w stanie wybaczyć". Mój brat i jego żona próbowali uzyskać moją pomoc jeszcze kilka razy, ale wszystko na próżno. Podjęłam decyzję i będę się jej trzymała. Niedawno mój brat napisał mi cały wiersz w wiadomościach, mówiąc mi, że się zmieniłam, że nie widzę nic poza własnym nosem i obrażam się o jakieś bzdury. Oczywiście dalej napisał, jaka jestem zła i samolubna. W naszej rodzinie jestem teraz uważana za najbardziej samolubną. Ale już mnie to nie obchodzi. Moi krewni pokazali mi, co naprawdę do mnie czują.

Zerknij: 6 246,13 złotego dodatku do emerytury. ZUS i KRUS przyjmują wnioski od osób z konkretnego rocznika

O tym się mówi: Maciej Orłoś nie podtrzymał emocji. Mocno oberwało się Tadeuszowi Rydzykowi