Moja mama zmarła 5 lat temu i do dziś nie mogę zapomnieć obrzydliwej sceny, jaka wydarzyła się podczas naszego ostatniego spotkania. Siedziała na krześle, włosy miała zebrane z tyłu głowy i sterczały w dziwny kok. Pod oczami pojawiły się cienie, które nigdy nie znikały i dlatego wszyscy się do nich przyzwyczaili.
W pobliżu siedziała siostrzenica, która była częstym gościem i była już świadoma wszystkich chorób. A także sposoby ich leczenia. Zmęczyła się pracą i poszła do mieszkania, gdzie unosił się zapach ziół leczniczych. I już przy wejściu matka mnie potępiła.
"Dlaczego cię nie zadowoliłam?" — próbowała odpowiedzieć spokojnym tonem, ale już czułam, jak gniew ogarnia mnie od stóp do głów, podchodząc do gardła.
"Zosia naprawdę się o mnie troszczy, opiekuje się mną".
"Wiesz, że nie mogę wyjść z pracy, znasz moją sytuację, mam dzieci, dużo wydatków. Co twoim zdaniem powinnam w tej sytuacji zrobić?".
Ledwie przekroczyłam próg jej mieszkania, a już chciałam z niego wyjść. Są po prostu ludzie, którzy chcą płakać i narzekać, a inni są potrzebni im tylko po to, aby wyładować na nich złość i wylać żale. Ja byłam do tego potrzebna mojej mamie.
Za każdym razem, gdy spotykałam się z mamą, zaczynała mi wyrzucać, że wyrosłam na egoistkę. Znałam na pamięć wszystkie wyrzuty matki.
"Jak się dzisiaj czujesz?" – zapytałam mamę współczującym tonem.
"Zosia posmarowała mi nogi maścią. Już tak bardzo nie bolą".
"Rozumiem…" – wymamrotałam w odpowiedzi. Potem była długa historia o tym, jak bolały ją w nocy nogi, strzelało w dolnej części pleców, a Zosia miała dziś dzień wolny, więc kręciła się tutaj od wczesnego rana. Musiałam się zgodzić i kiwnąć głową. Mama uważa, że te zioła i wywary zdziałają cuda, ale po każdej chemii nadzieja słabła.
Matka zawsze miała dominujący charakter. Tylko jej opinia była tą słuszną. Bliscy byli pewni, że w razie czego przyjdzie na ratunek i udzieli niezbędnych instrukcji. Tylko ja starałam się mieć własne zdanie i dlatego byłam w niełasce.
W końcu odważyłam się sprzeciwić matce i nie posłuchałam jej. Jakiś czas temu matka wyjawiła straszliwą tajemnicę – zabrała córkę z sierocińca i nie była ona jej własnym dzieckiem.
Pewnie matka wierzyła, że przybrana córka powinna się położyć u jej stóp i całować jej stopy z wdzięczności. Ja jednak po poznaniu prawdy, zaczęłam odtwarzać w głowie całe swoje życie. Patrzyłam na świat innymi oczami. A jeśli wcześniej czułam tę niewidzialną nić, która łączyła ją z matką, teraz ona zniknęła. I nie jest to kwestia stopnia pokrewieństwa – zaczęłam czuć się jak obca. I nie mogłam pozbyć się tego uczucia.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Ile razy można zamawiać gotowane jedzenie, które nie ma w sobie nic zdrowego": Czy to takie trudne ugotować coś samemu?
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Emocjonujący mecz! Polacy walczyli do końca, ale Francja okazała się lepsza
O tym się mówi: Małgorzata Rozenek-Majdan zaskoczyła internautów. Ciężko ją rozpoznać na najnowszych zdjęciach