Nasze wspólne życie z mężem nie układało się, więc ze sobą zerwaliśmy. Moi rodzice, którzy później zmarli, przyjęli mnie z radością. Moja córka też wychowała się w tym domu, wyszła za mąż i urodziła mi wnuczkę. Ten dom wiąże się z masą wspomnień zarówno dla mnie, jak i dla mojej córki.
Oczywiście kocham ten budynek, ale jeśli odłożymy na bok sentymenty, trzeba spojrzeć na ten dom realistycznie: poczerniały, zardzewiały, powyginany, podłoga zgniła, a dach pokryty starym łupkiem się zapadł.
Moja córka i zięć powiedzieli, że ściany w domu kwitną i nie ma sensu naprawiać tego domu, bo niedługo sam się zawali. Niedobrze jest, żeby ich dziecko mieszkało w takich warunkach, więc stwierdziła, że muszą jechać do miasta i tam wynająć mieszkanie.
Zebrali się we trójkę i pojechali. A ja zostałam sama. Samotnie jest ciężko, ale czasami idę porozmawiać z sąsiadami, pomagamy sobie nawzajem. Ostatnio spotkałam swoją sąsiadkę. Była taka szczęśliwa, promieniała. Od razu zaczęła mi się przechwalać, że jej syn i synowa kupili za miastem mały dom z trzema pokojami, solidny, ze wszystkimi udogodnieniami, nawet malutką działką pod uprawę kwiatów i roślin!
Zdecydowali wziąć ją do siebie. Miała mnóstwo szczęścia! Byłam nawet zazdrosna – moje dzieci nie wzięły mnie ze sobą. Byłam zrozpaczona, aż tu nagle zadzwoniła do mnie córka. Powiedziała mi przez telefon, że szykuje się niespodzianka z mieszkaniem, przyjdą i wszystko opowiedzą. Byłam taka szczęśliwa.
Dzieci przyjechały i zaczęły mi opowiadać, że kupują mieszkanie i chcą mnie oprowadzić po okolicy. Taksówką, niemal w uroczystej atmosferze, dotarliśmy do dużego bloku! Zbliżamy się także do nowej dzielnicy, nowych budynków.
Dzieci bardzo szczęśliwe wysiadły z samochodu, pokazują mi nową windę, czwarte piętro, a tu jest mieszkanie. Trzypokojowe! Przestronne, jasne, istnieje już możliwość remontu. A ja radośnie mówię: "Dzieci, gdzie będzie mój pokój?".
Córka zawahała się przez chwilę, po czym powiedziała: „Mamo, no cóż, zepsułaś całą niespodziankę! Chcieliśmy, żebyś mogła cieszyć się naszym szczęściem, a ty tylko o sobie".
Jej ostatnich słów prawie nie słyszałam. Spojrzałam na zięcia - ukrywał oczy. Rozumiałam go: zawsze jest posłuszny mojej córce we wszystkim, nigdy jej się jej nie sprzeciwia. Powiedziałam córce, że pilnie muszę jechać do przychodni i poszłam pieszo do autobusu. Trzy dni spędziłam w domu, czekając, aż córka będzie mi współczuć, zadzwoni, ale ona nie zadzwoniła.
Potem wybrałam jej numer, żeby dowiedzieć się, jak się czuje. „Ale my nie mamy nic specjalnego, chodzimy na zakupy, sami wybieramy meble” – powiedziała córka. I to wszystko. A ja głupia wciąż się łudziłam, że córka zabierze mnie ze starej chaty. Nie jest mi nic winna: niech młodzi żyją szczęśliwie. Chociaż gorzko jest sobie to uświadomić, ale niestety nikt mnie już nie potrzebuje.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Siedzieliśmy z córką na dworcu, nie wiedząc, co dalej robić": Wtedy podeszła do nas starsza kobieta
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Znacząca waloryzacja świadczeń emerytalnych będzie w lipcu. O ile wzrosną świadczenie
O tym się mówi: Ostatnie pożegnanie Marzeny Kipiel-Sztuki. Przemowa słynnej Paździochowej wzrusza do łez