Ludzie plotkowali, że dziewczyna dorastała bez matki, a jej ojciec był pijakiem i awanturnikiem. Mówili, że będzie taka sama... Nie słuchałam. Wtedy przyszła do mnie sąsiadka i poradziła — Daj jej pieniądze, niech "straci" dziecko.
Spojrzałam na Helkę i powiedziałam — Broń Boże! Jak możesz tak mówić?!. I zapytałam mojego syna po cichu — Synu, to twoje dziecko? On zapewnił mnie, że jest ojcem maleństwa, które miało przyjść na świat.
Zapytałam tę dziewczynę, czy jej rodzina jest w stanie wesprzeć ją finansowo w sprawie wesela i wyprawki dla dziecka, a ona zalała się łzami — nie mogę na nikogo liczyć — łkała.
Wtedy zaczęłam płakać razem z nią, bo my też nie mieliśmy ani grosza. Wróciłam do domu, a moja córka powiedziała — Mamo, nie smuć się. Damy wam prosiaka i trunki, to już coś. Pożyczymy wam trochę pieniędzy, zrobimy wesele i uciszymy ludzi.
Potem urodziła się nasza wnuczka. Bardzo przypomina naszego syna. Nie wyobrażam sobie, jak żylibyśmy bez naszej wnuczki. Ma teraz pięć lat, a nasza córka urodziła chłopca.
Dzieci są w odstępie ośmiu miesięcy. Cieszę się, że mam taką synową. Jest jak moja własna córka, chociaż na początku było nam ciężko. Zjawiła się w naszym domu z jedną torbą najpotrzebniejszych rzeczy, nie miała praktycznie nic.
Mój mąż czasem przynosił jej czekoladę jak małej dziewczynce, wracając z pracy, bo wiedział, że synowa raczej nie miała wielu radości w dzieciństwie. Było nam jej żal. To bardzo dobra i troskliwa dziewczyna. To ona zauważyła, że mój mąż zasłabł w ogrodzie i szybko zadziałała. Mąż trafił do szpitala z wylewem. Synowa uratowała życie mojemu mężowi!