Kiedy zmarła moja mama, byłem jeszcze dzieckiem. Zostaliśmy sami z tatą. Tak naprawdę nie przejmował się mną. Zachowywał się z całą surowością charakterystyczną dla mężczyzn. Nie dawał mi miłości. Jakby tego było mało, to na mnie zrzucił cały ciężar zarządzania domem.
Przed pójściem do szkoły musiałam przygotowywać jedzenie sobie i ojcu. Gotowałam, odrabiała lekcje, sprzątałam, prałam. I tak przez całe dnie, ale od ojca nie usłyszałam ani słowa wdzięczności, ani choćby zwykłego "dziękuję". Tylko ciągle zarzucał mi bezczynność i narzekał.
Po ukończeniu szkoły zdecydowała się wyjechać na studia. Chciałam się uwolnić, chociaż ojciec stanowczo się temu sprzeciwiał.
Mieszkałam w akademiku. Dzięki dobrym wynikom w nauce mogłam liczyć na stypendium. Nie na wszystko mi wystarczało, ale nie skarżyłam się. Najważniejsze było dla mnie to, żeby ukończyć studia i zdobyć dobrą pracę.
Od ojca nic nie dostałam, nigdy. Nigdy nie wybaczył mi tego, że zdecydowałam się wyprowadzić z domu. Tym bardziej chciałam osiągnąć sukces.
W trakcie studiów poznałam chłopaka. Zakochałam się i zupełnie straciłam głowę. Zaszłam w ciążę. Nie była to może najlepsza pora na dziecko, ale uznałam, że ja i mój ukochany poradzimy sobie ze wszystkim.
Niestety przeliczyłam się w ocenie Przemka. Nie był zadowolony z wiadomości, że zostanie ojcem. O niczym nie dyskutował – po prostu odszedł. Kilka dni później zadzwonił do mnie i powiedział, że musimy porozmawiać.
Poleciałem na spotkanie z nadzieją, że zmieni zdanie i przeprosi, ale on wręczył mi tylko kopertę z pieniędzmi. Powiedział, że to dziecko się nie może urodzić, bo jesteśmy na to jeszcze za młodzi.
Byłam zaszokowana. Nie mogła dojść do siebie. Wiedziałam, że nie będę w stanie usunąć ciąży. Mój synek urodził się silnym dzieckiem - nigdy w życiu nie widziałam nikogo słodszego. Niestety straciłam miejsce w akademiku. Nie miałam pojęcia, co zrobić. W końcu zdecydowałam, że wrócę do domu.
Tata, kiedy zobaczył mnie z dzieckiem na rękach, nawet nie wpuścił mnie do domu. Zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Nie miała pojęcia, dokąd iść i jak się zachować. Poza tym na zewnątrz było mroźno.
Usiadłam na ławce i czekałam na autobus. Dosiadła się do mnie kobieta. Poznałam ją od razu, była kiedyś przedszkolanką. Nazywała się Natalia. Zapytała mnie, co się stało, a ja w przypływie rozpaczy, opowiedziałam jej całą swoją historię. Postanowiła mnie wziąć do siebie. Nie mając innego wyjścia, przyjęłam jej propozycję.
Natalia stała się dla mnie jak matka, a dla mojego syna, jak babcia. Wspierała mnie w opiece nad dzieckiem i zachęcała, żebym kontynuowała naukę. Tylko dzięki niej zostałam lekarką i mam świetną pracę. Mój syn dorastał w kochającym domu, choć nie miał ojca. Z moim tatą się nie pogodziliśmy.
Pewnego dnia do Natalii przybiegł sąsiad mojego ojca. Powiedział, że upadł przed domem. Była na miejscu przed karetką. Udało mi się go uratować. Po powrocie ze szpitala odwiedził nas. Zaczął przepraszać za wszystko, co zrobił. Powiedział, że mogę wrócić do domu, ale ja nie chciałam.
Ne mogłam zostawić Natalii samej. Moje relacje z tatą się jednak poprawiły. Zaczął się nawet opiekować wnukiem od czasu do czasu.
Dziś wiem, że rodzina to nie tylko węzły krwi i ktoś może się nią stać z wyboru.
To też może cię zainteresować:Z życia wzięte. Teściowa zażądała od synowej, żeby ta wyprowadziła się z domu. Jej syn za życia przewidział, że tak może się wydarzyć
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach:To można znaleźć w sklepie prowadzonym przez ojca Tadeusza Rydzyka. Cena zaskoczy niejedną osobę