Mój mąż i ja mamy własny prywatny dom na obrzeżach miasta. Zawsze żyliśmy i żyjemy zgodnie z zasadą: mój dom jest twoim domem. Zawsze chętnie witamy gości. Mamy w domu osobny pokój gościnny, jeśli nagle zabraknie miejsca, aby pomieścić naszych przyjaciół lub krewnych, przenosimy się z mężem na sofę w salonie, a gości sami umieszczamy w naszej sypialni. Albo śpimy na składanych łóżkach na letniej werandzie.

Teraz oczywiście goście nie przychodzą tak często, ale przez całe życie tak było

Tak zostałam wychowana i mój mąż też. Jesteśmy gościnnymi ludźmi, uwielbiamy, gdy ktoś nas odwiedza. Zawsze witamy przyjaciół lub krewnych. Mamy trójkę dorosłych dzieci: dwie córki i syna. Najstarsza córka mieszka niedaleko nas. Ona i jej mąż mają własne mieszkanie i samochód. Mamy wspaniałe relacje z moim zięciem, jak również z jego rodzicami. Czasami lubimy się spotykać u nas w domu, często pomaga nam zięć.

Druga córka jest najmłodsza w rodzinie. Obecnie studiuje w innym mieście, mieszka w akademiku, nie założyła jeszcze własnej rodziny. Jest karierowiczką. Powiedziała, że ​​nie wyjdzie za mąż, dopóki nie zbuduje kariery.

Syn ma 34 lata. Od dawna mieszka pod Warszawą. Po studiach udał się na podbój stolicy. Razem z kolegą otworzyli firmę, teraz ma tam swoje dwupokojowe mieszkanie. Syn ma żonę, i dziecko, naszego wnuka, który niedawno skończył 7 lat.

Z Polą, żoną mojego syna, nasza relacja jakoś się nie udała. Być może wynika to z faktu, że mieszkamy bardzo daleko od siebie i komunikujemy się bardzo mało, a może z faktu, że mamy zupełnie inne poglądy na życie, inne wychowanie i światopogląd.

Pewnego dnia odwiedził nas mój syn z rodziną. Pola początkowo nie była zbyt zadowolona, ​​że ​​nasz syn zdecydował się na wakacje do domu rodziców zamiast nad morzem. Ciągle kręciła nosem, że nie ma dokąd iść, nie ma co robić, że się tu nudzi.

Zostali u nas tylko tydzień, ale Pola już do nas nie przyjechała. Syn przyjeżdżał kilka razy, ale już albo z wnukiem, albo sam.

Kilka miesięcy temu mój mąż wziął urlop i zaproponował, że pojedzie do syna, zostanie z nim przez tydzień. Jest na emeryturze, nie pracuje, więc może spokojnie dojechać wszędzie. Od wielu lat nie odwiedzaliśmy syna, bardzo ciekawie było chociaż jednym okiem spojrzeć na to, jak się tam zadomowił i jak żyje.

Kupiliśmy bilety na pociąg i pojechaliśmy uszczęśliwić syna. Uprzedziliśmy, że chcemy zostać na tydzień. Przyjechaliśmy wieczorem, było już około 18:00. Miło, że syn odebrał nas z dworca swoim autem, synowa nakryła do stołu w domu. Usiedliśmy i rozmawialiśmy. Mój mąż i ja byliśmy zmęczeni drogą, więc chcieliśmy iść spać bardzo wcześnie, ale właściciele mieszkania jakoś nie spieszyli się z położeniem nas do łóżka.

- Wynajęliśmy ci pokój w hotelu na tydzień, teraz wezwiemy ci taksówkę i zapłacimy za wszystko - powiedziała synowa.

Syn w tym czasie w milczeniu spuścił wzrok i byłam trochę zszokowana zaistniałą sytuacją. Jak to w hotelu? Przyjechaliśmy odwiedzić naszego syna, dlaczego mamy iść do hotelu? Tak, mój mąż i ja jesteśmy bezproblemowi, nawet jeśli położysz materac na podłodze w pokoju dziecinnym, będziemy szczęśliwi. To tylko nocleg. Wnuk poprosił też mamę, żeby zostawiła go w pokoju, dziadek obiecywał mu bajki na dobranoc, ale Pola już zamówiła taksówkę i pokazała nam drzwi.

- Przyjdziecie do nas jutro rano. – To tylko 10 minut jazdy tutaj – powiedziała.

Mój syn wsiadł z nami do taksówki i odprowadził nas do hotelu. Całą drogę jechaliśmy w milczeniu.

Pokój hotelowy okazał się najzwyklejszy: łóżko, dwie szafki nocne, prysznic, toaleta, stary telewizor. Rano obudziliśmy się głodni, nie można ugotować śniadania - nie ma kuchni, a pójście do kawiarni jest drogie. Sama musiałam wydać pieniądze na taksówkę, żeby pojechać do syna. Było tak każdego dnia przez niecały tydzień.

Nie mieli dla nas dużo czasu, rano syn i synowa szli do pracy. Dobrze, że przynajmniej wnukowi pozwolono nie chodzić do szkoły przez jakiś czas, kiedy tam byliśmy. Wieczorami zbieraliśmy się razem przy stole, ale znowu musieliśmy iść spać do hotelu. Wydaliśmy dużo pieniędzy na taksówki.

Nie byliśmy u syna tydzień, kupiliśmy bilety do domu, wymyśliliśmy wymówkę i wyszliśmy. Byłam bardzo zdenerwowana. To był wstyd z powodu tego, jak syn przyjął swoich rodziców w swoim domu.

W domu opowiedziałam najstarszej córce o tym, co się stało. Była wściekła. Jest najbardziej impulsywną i bezpośrednią osobą, jaką znam. Od razu zadzwoniła do brata i wszystko mu wygarnęła.

Teraz zaczęli mniej komunikować się z moim synem, dzwonimy do siebie tylko w pilnych sprawach. Byłam urażona taką postawą i zachowaniem.

Co sądzicie o podejściu syna ro swoich rodziców?

Zerknij: Niebywałe odkrycie Sióstr Franciszkanek. Zakonnice natychmiast zaopiekowały się maleńkim dzieckiem. Malec trafił do okna życia bez żadnych rzeczy

O tym się mówi: Koszmar na jawie właściciela mieszkania. Pięcioosobowa rodzina doprowadziła lokal do ruiny, a remont będzie kosztował fortunę. Zdjęcia zwalają z nóg