Moja przyjaciółka Anna i ja miałyśmy po 26 lat. Mój mąż wyjechał w podróż służbową, a ona właśnie zerwała ze swoim mężczyzną.

Jest jasne, że jest w depresji: bez rodziny, bez dzieci, bez przyszłości.

Spojrzałam na Annę i postanowiłam wyciągnąć ją z domu. Kupiłyśmy hamburgery i piwo, siadamy na ławce w parku, rozmawiamy.

W pewnym momencie zaczęła szlochać! Na przykład: „Nie mam życia, nikt mnie nie potrzebuje”. Przytuliłam ją, pocieszając, też płacząc. A potem patrzę, coś migocze za jej plecami. Spojrzałam w górę, a tam chłopiec w wieku około sześciu lat, bezdomny wyciąga hamburgera z ławki, obok podobnie wyglądająca dziewczynka!

Krzyczę: „Przestań, ty draniu! Połóż to na swoim miejscu!” Uciekł w kierunku krzaków, ale dogoniłam go trzema skokami i złapałam za kołnierz. Takie zło mnie rozłożyło - krzyczy moja przyjaciółka, a ta wciąż chciała ją obrabować! Uniosłam go w powietrze, potrząsając nim i wrzeszcząc: „Zaprowadź mnie do domu, draniu, powiem rodzicom wszystko o tobie!”

Koleżanka uspokajała mnie, ale na próżno – chodźmy i tyle.

Chłopiec poddał się i łykając łzy zaczął iść przodem prowadzony przeze mnie za kołnierz. Jego koleżanka szła tuż za nami.

Skręciliśmy za róg, potem złodziej wskazuje palcem, mówi: „Chodź”… a Anna i ja miałyśmy już zadyszkę po przebytej drodze.

Jego palec wyraźnie spoczywa na piwnicznym oknie jakiegoś opuszczonego domu, a w nim widać brudną twarz dwu-, trzyletniej dziewczynki. Widząc chłopca, dziewczyna uśmiecha się i ciągnie cienkim głosem: „Piotr, mój Piotr wrócił!”

Ze zdziwienia puściłam złodziejaszka, on natychmiast jak zając podbiegł do okna, podał hamburgera dziecku, a ona jak głodny kociak od razu wgryzła się zębami w ugryzioną bułkę…

Okazało się, że nasz złodziej Piotr przez kilka tygodni mieszkał w piwnicy ze swoją siostrą Marią. Ojciec został uwięziony, matka, narkomanka, gdzieś zniknęła, zamykając hotel, w którym mieszkali. Chłopak próbował prosić o pomoc sąsiadów, ale ci - głównie buhariki - nie chcieli dzielić z dziećmi schronienia i jedzenia.

A "przyzwoici" ludzie po prostu zepchnęli dzieci z oczu. Więc Piotr znalazł schronienie w piwnicy. Zdobywał jedzenie najlepiej, jak potrafił – zbierał resztki, czasem kradł. I przynosił siostrze wszystko, co najlepsze - jest mała.

Jaka byłam zła i zawstydzona! A moja koleżanka jakoś niespodziewanie się rozweseliła, zaczęła zadzierać z maleńką i w końcu zaciągnęła je do siebie.

Przez kilka miesięcy szukaliśmy mamy Marii i Piotra, musiała słono zapłacić za porzucenie dzieci.

Potem w końcu stali się dziećmi Anny.

Rok później moja przyjaciółka wyszła za mąż. A dzieci miały ojca.

Teraz Piotr i Maria są już dorosłymi. Chłopiec - wojskowy, jak tata, dziewczyna - kończy instytut z dyplomem z projektowania.

A Anna mówi, że jest najszczęśliwszą matką na świecie. I ma udane życie.

O tym się mówi: Wierni niepokoją się o papieża Franciszka. Odwołał wiele spotkań i wizyt. Co się stało

Zerknij też tutaj: Władimir Putin ukrył tajną rodzinę. „Alina nie miała innego związku. To byłoby dla niej zbyt niebezpieczne”