Ivan Komarenko, znany wokalista zespołu Ivan i Delfin, w wywiadzie dla "Pomponika" opowiedział historię swojego życia.
Trudne dzieciństwo
Nie była ona usłana różami. Urodził się w małej wiosce na terenie Syberii, gdzie nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Jego ojciec nadużywał alkoholu, oraz stosował przemoc wobec swojej żony Galiny, którą w rezultacie porzucił. Jej kolejne małżeństwo również nie było udane, rozpadło się i kobieta została sama z dziećmi. Rodzinie Komarenko doskwierała bieda.
Mama w desperacji gotowała im zupę z pokrzyw
Ivan opowiada:
Próbował nas wychowywać wujek, brat mamy. Ale kiepsko mu to wychodziło. Pijany lał mnie pasem myśliwskim z nabojami!
W moich stronach często się wspominało o Janie Pawle II. Darzyłem go ogromnym szacunkiem, dlatego marzyłem o spotkaniu.
Jako utalentowany muzycznie i wokalnie szestastolatek wyjechał ze wsi do Moskwy, by w wielkim mieście pobierać lekcje śpiewu, jednak to środowisko mu nie służyło, a ponad to, przeżył nieszczęśliwą miłość.
Przeżywałem to tak mocno, że nawet straciłem głos. Było mi ciężko.
Wymarzone spotkanie z Janem Pawłem II całkowicie odmieniło jego życie. To wtedy, przy wspólnych śpiewach i modlitwach szczerze uwierzył w Boga i zaufał Mu. W jego sercu zrodziło się pragnienie pozostania w Polsce na zawsze.
To chyba był scenariusz pisany w Niebie. Zostałem do Polski w cudowny sposób ściągnięty przez Jana Pawła II.
Po roku Ivan z sercem pełnym ufności do Boga znowu wyjechał do Polski. Tam spotkał się z siostrą Klerk w Częstochowie, którą poznał podczas pobytu na Jasnej Górze.
Mieliśmy do pokonania 6 tysięcy kilometrów. Jechałem pociągiem 6 czy 7 dni, więc była to męcząca podróż.
Stanąłem i mówię: "Przepraszam, znowu przyjechałem, nie wiem, co mam robić. Szukam po prostu lepszego miejsca na ziemi. Wybrałem wasz kraj". Wtedy przekazała mi kontakt do Sióstr Franciszkanek w podwarszawskich Laskach.
Tam Ivan Komarenko rozpoczął nowe życie, zajmując się codziennymi pracami w zamian za posiłki i dach nad głową.
W zestawieniu z tym światem, który znałem, to jak dzień i noc, niebo i piekło. Kontrast był ogromny. Ja po prostu nie wiedziałem, jak dziękować. Chodziłem i oddychałem tą dobrocią, przyjaźnią sióstr. Szczęściu nie było końca.
Te przeżycia sprawiły, że na dobre w jego sercu, duży i zyciu pozostała wiara katolicka. Ta niesamowita historia może stać się inspiracją dla wielu młodych ludzi.
O tym się mówi: Smutna wiadomość dla wszystkich wielbicieli "Kaczuszek". Nie ma już z nami wykonawcy