Jacek Jaworek dopuścił się potrójnego morderstwa. Przez długi czas pozostawał nieuchwytny dla organów ściganie. Jego poszukiwania prowadzono przez ponad trzy lata. Jak podaje portal "Goniec", bliscy ofiar zadają sobie pytanie, jak morderca mógł się ukrywać u ciotki w sąsiedniej miejscowości i policja nie miała o tym pojęcia.
Przez 3 lata Jacek Jaworek pozostawał nieuchwytny
Zbrodnia w Borowcach wstrząsnęła Polską. Po tym, jak Jacek Jaworek zamordował swojego brata, bratową i ich najstarszego syna, szukała go policja w całym kraju. Wydano za nim czerwoną notę Interpolu, która miała umożliwić jego ściganie także poza granicami kraju. Obława nie przyniosła efektu, a morderca zapadł się pod ziemię.
Mężczyznę udało się dopiero znaleźć 19 sierpnia 2024 roku. Jego ciało znaleziono w Dąbrowie Zielonej, kilka dni po 3. rocznicy dokonanego przez niego potrójnego zabójstwa. Choć już w dniu odnalezienia zwłok mówiło się, że to Jacek Jaworek, prokuratura z oficjalnym potwierdzeniem czekała do uzyskania wyników badań DNA.
7 sierpnia policja zatrzymała 74-letnią ciotkę Jacka Jaworka. Kobieta została aresztowana i usłyszała zarzut utrudniania śledztwa poprzez ukrywanie sprawcy.
Najbliżsi ofiar stawiają pytania
Siostra zamordowanej w Borowcach kobiety przyznaje, że nie mieści się jej w głowie, że Jacek Jaworek mógł tak długo ukrywać się w domu swojej ciotki i policja nie miała o tym pojęcia.
"Myśleliśmy, że najbliższa rodzina została sprawdzona. Bo jak to? Ciocia, chrzestna, mieszkanka Dąbrowy? Czemu nikt tam nie zajrzał? Zadałam takie pytanie prokuraturze, oficjalnie. Zapytałam, czy któraś z tych cioć była przesłuchana. I wiem, że nie" - dodała pani Iwona w rozmowie z dziennikarzami programu "Uwaga!" TVN.
Wszyscy zastanawiają się, czy 74-latką kierowała dobroć serca, czy może była ona zastraszona przez Jacka Jaworka.
Myślicie, że uda się znaleźć odpowiedzi na te pytania?
To też może cię zainteresować: Danuta Holecka nie jest zadowolona z decyzji władz stacji. Nie będzie już jedyną gwiazdą
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Placówka odmówiła przyjęcia córki Szymona Hołowni. Tak dyrekcja uzasadniła swoją decyzję
O tym się mówi: Sprzedające lemoniadę dzieci rozsierdziły kapałana. Duchowny nie przebierał w słowach. Teraz się tłumaczy