W wieku 29 dni odeszła w brzeskim szpitalu maleńka Ola. Jej nagły zgon miał miejsce pomimo reanimacji, która trwała na oddziale pediatrycznym półtorej godziny. Dziecko pochowano z babcią i dziadkiem w rodzinnym grobowcu.

Gdy wiadomość o tragedii obiegła media, w społeczeństwie zapanowało ogromne poruszenie. Wielu nie może sobie nawet wyobrazić, jak ogromna jest to strata dla zrozpaczonych rodziców. Należy zaznaczyć, że potworną stratę poniosła również siostra Oleńki, która była z nią cały czas, gdy trwała walka z czasem podczas transportu do szpitala.

Wyrazy współczucia płyną z całej Polski

Placówka, w której doszło do tragedii, wystosowała obszerne oświadczenie, na którego początku zamieszczono wyrazy współczucia bliskim Oleńki. Jak czytamy w oświadczeniu, Ola trafiła do nich bez oznak życia, a gdy niezwłocznie podjęta reanimacja nie pomogła, personel powiadomił organy ścigania.

Innej wersji wydarzeń trzyma się ojciec zmarłej dziewczynki, który twierdzi, że dziecko zdradzało oznaki życia z chwilą przywiezienia do placówki.

Nie mam żalu do lekarzy i personelu medycznego z oddziału pediatrycznego. Oni w mojej ocenie robili wszystko, żeby uratować Olę. Co prawda byłem zdziwiony, że nie mieli na oddziale defibrylatora, tylko musieli po niego iść. Mam żal do kobiety z SOR–u, która odesłała moją partnerkę i na córkę nawet nie popatrzyła. A Ola wtedy jeszcze oddychała i nawet wydawała dźwięki — stwierdził ojciec Oleńki. Przyznał, że psycholog do nich nie dotarł.

- Gdy dotarłem do szpitala, córka już nie żyła. Zmarła o 5.20. Personel kazał nam czekać na ordynatora i psychologa do godziny 7. Potem powiedzieli, że mogę się pożegnać z córką. Leżała w tych samych śpioszkach, w których przywiozła ją mama do szpitala. Wyglądała, jakby spała. Po chwili na korytarzu pojawił się pan z plastikowym pudełkiem, w które zapakował naszą Olę. Na to wszystko patrzyła 14–letnia siostra Oli. Na psychologa się nie doczekaliśmy. O godzinie 7.00 po rozmowie z ordynatorem opuściliśmy szpital — opowiedział ojciec dziewczynki.

Wszczęte zostało postępowanie prokuratora w sprawie nieumyślnego doprowadzenia do śmierci dziecka, gdyż wchodzi to w składy standardowej procedury w takich sytuacjach. Póki co, nie padły żadne oficjalne zarzuty.

Nie przegap: Z życia wzięte. "Byłam zmuszona przeprowadzić się do starego domu": Przestałam być potrzebna i zaczęłam przeszkadzać dzieciom

Zerknij: Niepokojąca wiadomość o Irenie Santor. Dlaczego znowu trafiła do szpitala