Tak właśnie jest ze mną i Grzegorzem. Wszyscy mówią: „Odejdź, zanim zniszczy cię do końca.” Ale ja nie potrafię. Nie dlatego, że nie widzę, jaki jest. Tylko dlatego, że kochałam go zbyt długo, by teraz umieć przestać.

Poznaliśmy się, gdy oboje byliśmy po przejściach. Ja — samotna matka z kilkuletnią córką, on — świeżo po rozwodzie, z dzieckiem, które widywał co drugi weekend. Powiedział, że marzy o spokojnym domu, o kobiecie, która go zrozumie. Uwiodła mnie jego czułość, spokój, pewność siebie. Czułam, że w końcu trafiłam na mężczyznę, który nie tylko pokocha mnie, ale i zaakceptuje moje dziecko.

Na początku tak właśnie było. Zuzia mówiła do niego „Grześ”, śmiała się, gdy zabierał ją na rower. Myślałam, że to będzie nasza nowa, lepsza rodzina.

Kiedy jego córka, Ola, zaczęła u nas nocować częściej, wszystko się zmieniło. Grzegorz traktował ją jak oczko w głowie: kupował prezenty, piekł naleśniki tylko dla niej, przytulał, całował. Zuzia patrzyła w milczeniu.

Kiedy próbowałam mu zwrócić uwagę, mówił:

– Nie przesadzaj. Ola widzi mnie rzadko, muszę jej to jakoś wynagrodzić.

Tyle że wynagradzał jej moim kosztem — i mojej córki. Zuzia miała zmywać po kolacji, sprzątać zabawki Oli, oddawać jej swoje książki. Kiedy zaprotestowałam, usłyszałam:

– Wychowujesz ją na leniwą egoistkę. Musi się nauczyć pomagać.

A potem, przy ludziach, mówił z uśmiechem:

– Kobiety w tym domu wiedzą, że porządek to podstawa.

Ludzie się śmiali. Ja nie. Bo wiedziałam, że za tym „żartem” stoi jego zimna kontrola.

Czasami, gdy Zuzia płakała po cichu w swoim pokoju, chciałam się spakować i wyjść.
Ale wtedy Grzegorz przychodził, obejmował mnie i szeptał:

– Wiesz, że cię kocham. Po prostu chcę, żeby wszystko było jak należy.

I ja mu wierzyłam. Zawsze wierzyłam. Bo gdy patrzył mi w oczy, znów był tym mężczyzną sprzed lat — ciepłym, troskliwym, moim.

Tylko że ten „mój Grzegorz” znikał coraz częściej, a na jego miejsce wracał ten drugi – chłodny, wymagający, zawsze niezadowolony.

Pewnego wieczoru Zuzia przyszła do mnie i powiedziała:

– Mamo, dlaczego on mnie nie lubi?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Powiedziałam tylko, że dorosłym czasem trudno okazywać uczucia. A potem płakałam całą noc, bo wiedziałam, że to kłamstwo. On ją po prostu traktował jak ciężar.

Dziś wiem, że jestem tchórzem. Mówię sobie, że trwam dla Zuzi, że nie chcę znowu ciągnąć wszystkiego sama. Ale prawda jest inna. Zostałam, bo boję się życia bez niego.

Czasem, gdy śpi, patrzę na niego i myślę:

– Jak to możliwe, że kocham kogoś, kto krzywdzi moje dziecko?

Nie mam na to odpowiedzi. Może to nie miłość, tylko uzależnienie od czułości, której tak bardzo mi brakowało przez lata.

Wiem, że któregoś dnia będę musiała odejść. Bo jeśli tego nie zrobię, Zuzia zapamięta tylko jedno: że miłość to cierpienie, a kobieta musi znosić wszystko.

Ale jeszcze nie dziś. Dziś wciąż wierzę, że może się zmieni. Choć w głębi duszy wiem, że ta wiara to ostatni kłamliwy odruch serca.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Wiem, że mój młody mąż mnie zdradza, ale wolę udawać, że nic nie widzę": Boję się, że odejdzie

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Rogale świętomarcińskie u Magdy Gessler hitem 11 listopada. Ale cena zwala z nóg