Nie lubię awantur, nie wdaję się w kłótnie. Ale kiedy widzę, że ktoś krzywdzi moją córkę, coś we mnie pęka. A kiedy tym kimś jest jej własny mąż – człowiek, który przysięgał, że będzie ją chronić – to nie ma mowy o spokoju.

Kiedy pierwszy raz przyprowadziła go do domu, wyglądał na porządnego chłopaka. Uśmiechnięty, grzeczny, potrafił rozmawiać, nawet pomógł mi naprawić kran. Pomyślałem: „Może wreszcie trafiła na kogoś dobrego”.

Na ślubie mówił piękne słowa, patrzył jej w oczy z czułością. A ja wierzyłem. Bo każdy ojciec chce wierzyć, że oddaje córkę w dobre ręce.

Tylko że słowa nic nie kosztują.

Po roku zaczęły się telefony. Córka niby wesoła, ale głos miała zmęczony.

– Tato, wszystko dobrze, tylko trochę trudno z kasą, bo Piotrek szuka nowej pracy…

Znałem ten ton. Znałem te wymówki.

Później zaczęła unikać tematu pieniędzy. Przyjeżdżała coraz rzadziej. A kiedy już przyjechała, zauważyłem, że zawsze płaciła ona – za paliwo, za zakupy, za wszystko.

Nie wytrzymałem i pojechałem do nich. Drzwi otworzył mi ten „mój zięć”. W dresie, z puszką piwa w ręku, zapach papierosów w mieszkaniu, a w tle – telewizor z grą.

– O, teść! – powiedział z uśmiechem. – Czego pan taki spięty?

Zapytałem, czy pracuje. Wzruszył ramionami.

– Szukam czegoś sensownego. Nie będę się przecież zasuwał za grosze.

Wtedy wyszła córka. Cisza w oczach. Zrozumiałem wszystko.

Granica została przekroczona Tydzień później zadzwoniła zapłakana.

– Tato, mogłabym pożyczyć trochę pieniędzy? On… no wiesz, znowu przegrał coś w zakładach, a czynsz trzeba zapłacić.

Wtedy coś we mnie pękło. Zobaczyłem, że moja córka, którą wychowałem na silną kobietę, siedzi w pułapce, bo kocha drania, który traktuje ją jak bankomat z sercem.

Nie myślałem długo. Wsiadłem w samochód i pojechałem.

Drzwi otworzył z tą samą pewnością siebie. Ale tym razem nie zdążył nawet otworzyć ust.

– Posłuchaj, chłopcze – powiedziałem spokojnie, ale głos mi drżał. – Nie wiem, kim myślisz, że jesteś, ale wiem jedno: jeszcze raz skrzywdzisz moją córkę, a nauczę cię, co znaczy być mężczyzną.

Roześmiał się. Do czasu.

Kiedy wyjąłem kopertę i rzuciłem ją na stół, przestał się śmiać.


– To ostatnie pieniądze, jakie od nas zobaczysz. Spłać, co masz, i zniknij. Jeśli kochasz ją choć trochę – odejdź, zanim zniszczysz jej życie.

Nie krzyczałem. Nie musiałem. W moim spojrzeniu było wszystko.

Córka wróciła do mnie po tygodniu. Bez słowa. Z walizką i pustym spojrzeniem.

Nie pytałem o nic. Przytuliłem ją. Czułem, jak drży. Jakby zrzuciła z siebie ciężar całego świata.

Teraz znowu ma w oczach blask. Znalazła pracę, wynajęła mieszkanie, powoli wraca do siebie.

A ja? Ja patrzę na nią i myślę, że może po raz pierwszy naprawdę zrozumiała, co znaczy mieć ojca, który walczy, gdy wszyscy milczą.

Czasem słyszę, że „ojcowie powinni się nie wtrącać”. Ale kiedy widzisz, jak twoje dziecko tonie, nie stoisz na brzegu i nie mówisz, że to jej wybór. Wskakujesz do wody, choćbyś miał utonąć razem z nią.

To też może cię zainteresować: Kolory chryzantem mają ukryte znaczenie. Nie wszystkie wypada stawiać na grobie

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Nie zdążyłam nawet nacieszyć się małżeństwem": Mąż stwierdził, że ma za dobre geny, żeby pozostać wierny