Nie biegam już jak dawniej, nie wspinam się po drabinie, ale potrafię jeszcze śmiać się z całego serca, gotować dla przyjaciół i cieszyć się zapachem kawy o poranku. Nie czuję się stara. A jednak moje dzieci uważają inaczej.
Zaczęło się niewinnie — rozmowa przy obiedzie, trochę niezręcznych pytań o zdrowie, o leki, o sąsiadkę, która „mądrze wcześniej wszystko uporządkowała”. Wiedziałam, do czego zmierzają, ale udawałam, że nie rozumiem. Nie chciałam słuchać o śmierci, gdy wciąż miałam w sobie tyle życia.
W końcu padło to słowo. Testament.
„Mamo, to tylko formalność” – powiedziała córka tonem, który brzmiał jak polecenie. Syn dodał: „Nie wiadomo, co się może wydarzyć, lepiej mieć wszystko uporządkowane.”
A ja siedziałam z łyżką w dłoni i czułam, jakby mi ktoś wbił nóż w serce.
Bo przecież ja nie planuję umierać. Nie myślę o trumnach, nagrobkach, ani o tym, kto dostanie mój kredens po babci. Chcę jeszcze pojechać nad morze, może nauczyć się tańczyć, odwiedzić przyjaciółkę z młodości. Czy to naprawdę tak dziwne, że 65 lat to dla mnie wciąż nie koniec?
Ale im częściej odmawiałam, tym bardziej naciskali. Córka przyniosła nawet gotowy wzór testamentu z internetu. Syn zaczął mówić o „sprawach majątkowych” i „konfliktach po mojej śmierci”. Nie słuchałam słów – słyszałam tylko ich ton. Jakby rozmawiali nie ze mną, ale z przyszłym problemem do rozwiązania.
Wtedy po raz pierwszy poczułam się niepotrzebna. Jakby moje życie już się skończyło, tylko ja o tym nie wiedziałam. Zamiast matki widzieli we mnie starą kobietę, która ma zostawić po sobie porządek i odejść po cichu.
Pamiętam wieczór, kiedy usiadłam sama w kuchni. Przede mną leżał czysty papier, długopis i kubek zimnej herbaty. Chciałam napisać ten testament, żeby mieć spokój. Ale nie umiałam. Bo jak zapisać coś, gdy wciąż się czuje, że najcenniejsze, co mam, to nie rzeczy — tylko czas?
Następnego dnia powiedziałam im:
— Nie będzie testamentu. Jeszcze nie teraz.
Zrobili wielkie oczy.
— Mamo, bądź rozsądna! — oburzyła się córka.
A ja tylko się uśmiechnęłam.
— Całe życie byłam rozsądna. Teraz chcę być szczęśliwa.
Nie rozumieją mnie. Może kiedyś zrozumieją. Może wtedy, gdy sami poczują, że starość to nie oczekiwanie na koniec, tylko ostatnia szansa, żeby naprawdę żyć.
Mam 65 lat i nie planuję zakupu trumny. Wolę kupić sobie buty na dłuższe spacery.
To też może cię zainteresować: "Poświęciłam mężowi całe życie, a on wymienił mnie na młodszy model": Dopiero wtedy zrozumiałam, jak łatwo wyrzucić człowieka jak zużytą rzecz
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Teściowa gardzi mną, kocha jednak moje konto": Zna cenę milczenia i za nią wystawi mi pozorne usprawiedliwienie