Miał być kolejny akt dominacji na mączce. Tymczasem półfinał turnieju WTA w Madrycie zamienił się w jeden z najtrudniejszych dni w karierze Igi Świątek. Polka przegrała z Coco Gauff 1:6, 1:6, w meczu, który bardziej niż wynikiem, wstrząsnął emocjonalną bezradnością czterokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej. Po spotkaniu Świątek nie ukrywała rozczarowania. „Wszystko się zawaliło” – przyznała bez owijania w bawełnę.

Dla wielu kibiców porażka była szokiem – po raz pierwszy Coco Gauff pokonała Świątek na kortach ziemnych, a sposób, w jaki to zrobiła, zaskoczył nawet najbardziej wyrozumiałych fanów. Dotąd Polka dominowała w tej rywalizacji – zwłaszcza na cegle. Tym razem było inaczej. Dramat rozgrywał się nie tylko po stronie wyników, ale w oczach zawodniczki, której zwykle towarzyszy chłodna precyzja i niezachwiana determinacja.

– Nie potrafiłam podnieść swojego poziomu. Coco grała dobrze, ale ten wynik to moja wina. Nie byłam gotowa, żeby wykonywać swoje uderzenia z odpowiednim ciężarem – powiedziała Iga tuż po meczu.

W przeszłości to Gauff częściej kruszyła się mentalnie, przegrywając nie tyle z Igą, co z własnymi emocjami. Tym razem role się odwróciły. Już po kilku gemach było widać, że to Amerykanka jest pewna siebie, a Świątek z każdą minutą traci wiarę. Po stronie Polki piętrzyły się niewymuszone błędy, napięcie widoczne było w ruchach, mimice, a nawet w pojedynczych reakcjach – włącznie z ostrzeżeniem za przekleństwo.

– Czułam się ciężko, wszystko było wymuszone, nic nie szło intuicyjnie. Zmuszałam się, by schodzić niżej, by dokładniej ustawiać stopy. To nie była gra, jaką znam. I nie miałam planu B – analizowała z brutalną szczerością.

Amerykanka nie tylko zagrała najlepszy mecz w sezonie, ale zrobiła to z ogromną świadomością taktyczną. Nie dała się ponieść emocjom, nie pozwoliła Świątek wrócić do gry nawet na chwilę. Dominowała serwisem, forhendem i regularnością.

– Po prostu wierzę w siebie. Kiedyś myślałam o bilansie z Igą, teraz traktuję każdy mecz jako nową szansę – powiedziała po spotkaniu Coco Gauff.

Przed Igą Świątek występ w Rzymie – turnieju, który uwielbiała i wygrywała trzykrotnie. Ale pytanie, które zadają sobie wszyscy, brzmi: czy po tej bolesnej porażce znajdzie siły, by tam zagrać? A jeśli zagra – czy zdoła zbudować na nowo pewność siebie, która kiedyś czyniła ją nie do zatrzymania?

Ostatnie tygodnie pokazują, że Świątek zmaga się nie tylko z przeciwniczkami, ale i z samą sobą – z presją, oczekiwaniami, i ciałem, które „nie zawsze współpracuje”.

– Mam nadzieję, że pewnego dnia to wszystko kliknie. Ale niczego się nie spodziewam. Po prostu spróbuję nad tym popracować – zakończyła Polka.

Dla sportowca tej klasy taka porażka to nie tylko przegrany mecz – to moment przełomowy. Nie chodzi o stratę punktów w rankingu, lecz o konieczność odbudowy wewnętrznej równowagi. Czasem największe zwycięstwa przychodzą nie po triumfach, ale po klęskach. Iga Świątek wie o tym najlepiej.

To też może cię zainteresować: Siostra Tomasza Jakubiaka o jego odejściu. Poruszające słowa

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Po odejściu Tomasza Jakubiaka jego żona podjęła wymowną decyzję. Reakcje w sieci są poruszające