Nie chodziło jeszcze o opiekę medyczną, ale o obecność – o to, by ktoś zrobił zakupy, przypilnował leków, podał herbatę w gorszy dzień. Mieszkałam wtedy daleko, miałam małe dzieci i pracę na etacie.

Brat – jedyny syn, oczko w głowie mamy – powiedział:

— „Nie martw się. Zajmę się nią. Przecież mieszkam pięć ulic dalej.”

Wzruszyłam się. Pomyślałam: „Może naprawdę będzie jej dobrze. Ma swojego chłopca przy sobie.” Nie wiedziałam, że dla niego mama była tylko problemem do rozwiązania.Minęły dwa miesiące.

Dzwoniłam, dopytywałam. Brat zbywał mnie:

— „Wszystko pod kontrolą.”

— „Mama dużo śpi, nie dzwoń, bo ją męczysz.”

Zaczęłam coś czuć. To przeczucie, które matki mają wobec swoich dzieci – ja miałam wobec swojej mamy. Pojechałam bez zapowiedzi.

Nie otworzyła. Sąsiadka spojrzała na mnie z zakłopotaniem.

— „Pani mama? A… nie wiedziała pani? Wyprowadzili ją… do jakiegoś ośrodka.”

Zamarłam.Zadzwoniłam do brata z drżącym głosem:

— „Co ty zrobiłeś?”

Chwila ciszy.

Potem chłodny ton:

— „Nie daję rady. Tam będzie miała lepszą opiekę. I więcej towarzystwa.”

— „Obiecałeś.” — wyszeptałam.

— „Nie jestem pielęgniarką.”

Pojechałam do placówki. Znalazłam ją siedzącą przy oknie, zapatrzoną w dal. Zgasła. Nie płakała. Nie skarżyła się.

Tylko powiedziała cicho:


— „Myślałam, że będę z rodziną do końca. Ale chyba teraz rodzina ma ważniejsze rzeczy…”

Złapałam ją za rękę. Ale czułam, że coś pękło, czego już nie sklei żadne przepraszam. Brat się nie pojawia. Mówi, że „załatwił sprawę”.

A ja… nie wiem, czy wybaczę. Nie tylko jemu.

Ale też sobie – za to, że zaufałam, że słowo 'zajmę się' znaczy dla niego to samo, co dla mnie.

Bo nie wystarczy podpisać papierów i pozbyć się ciężaru. Mama nie była ciężarem. Była naszą matką.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Dla nich byłam tylko starą babą z lakierem": A ja tylko chciałam chwilę dla siebie

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: To nowy hit komunijny. Cena wbija w fotel