Ledwo podniosłam się z łóżka, ale wiedziałam, że zanim zdążę dojść do jej pokoju, ona już tam będzie.
I rzeczywiście.
Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam moją teściową, która już trzymała moją córkę w ramionach, kołysząc ją delikatnie.
— Ciii, maleńka, mama nie wie, jak cię uspokoić. Babcia jest tutaj.
Zacisnęłam pięści.
To nie był pierwszy raz.
Ale za każdym razem bolało tak samo.
Kiedy wychodziłam za Adama, wiedziałam, że ma silną więź z matką.
Ale nie wiedziałam, że to więź, której nie da się przerwać.
— To tylko mama — powtarzał, gdy mówiłam, że zbyt często do nas przychodzi.
— Chce nam pomóc.
— Nie robi nic złego.
Ale robiła.
I z każdym miesiącem zabierała mi więcej.
Zaczęło się jeszcze w ciąży.
— Nie powinnaś tyle jeść, dziecko będzie za duże.
— Musisz rodzić naturalnie, cesarka to wygodnictwo.
— Ja wiem lepiej, co jest dla ciebie dobre.
Adam nigdy jej nie sprzeciwiał.
A ja?
Próbowałam być cierpliwa.
Próbowałam tłumaczyć.
Ale po porodzie przekroczyła granicę, której nie mogłam już zignorować.
Gdy wróciłam ze szpitala, mieszkała już u nas.
— Pomoże ci w pierwszych tygodniach — powiedział Adam, a ja zrozumiałam, że nikt mnie o zdanie nie pytał.
Pierwszego dnia przejęła dziecko.
Drugiego przejęła decyzje.
— Nie karm tak często.
— Zmień mleko.
— Zobacz, jak ją trzymasz! Ty chyba nie wiesz, jak zajmować się dziećmi.
A ja czułam się coraz mniejsza.
Coraz mniej potrzebna.
— Adam, ona się zachowuje, jakby to było jej dziecko! — wyrzuciłam któregoś dnia w złości.
— Przesadzasz. Mama chce dobrze.
— A ja?
— O co ci chodzi?
Poczułam ścianę między nami, której nie byłam w stanie zburzyć.
Bo w tym domu było nas troje.
Ja, mój mąż i jego matka.
I tylko ja byłam tutaj zbędna.
Pewnej nocy usłyszałam, jak mówi do mojej córki:
— Gdybyś miała inną mamusię, byłoby ci lepiej.
Stanęłam w progu, czując, jak wszystko we mnie się gotuje.
— Odejdź od niej. Natychmiast.
Odwróciła się powoli, mrużąc oczy.
— Uspokój się, dziewczyno. Wydaje ci się, że to ty jesteś matką, ale prawda jest taka, że bez mojego doświadczenia to dziecko by się zamęczyło.
Zacisnęłam pięści.
— Nie masz prawa tego mówić.
— Mam. Bo ja naprawdę się nią zajmuję. A ty?
Serce waliło mi w piersi.
To był moment, w którym zrozumiałam, że albo coś zmienię, albo stracę swoje dziecko.
Następnego dnia spakowałam walizkę.
Gdy Adam wrócił, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Co ty wyprawiasz?
— Zabieram córkę i wychodzę.
— Nie możesz…
— Mogę. I zrobię to, jeśli natychmiast nie wybierzesz: ja i nasza córka albo twoja matka.
Milczał.
Sekunda.
Dwie.
Pięć.
Jego oczy powiedziały mi wszystko.
Nie musiał nic mówić.
Zawsze wybierał ją.
Zamknęłam drzwi i wyszłam.
Z moją córką na rękach.
I pierwszy raz od wielu miesięcy czułam, że naprawdę jestem jej matką.
To też może cię zainteresować: Kwiaty na balkonie mogą kosztować cię mandat. Oto czego warto unikać
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Niepokojące doniesienia z polskiej wsi. Grasuje groźny wirus. Służby wdrażają procedury kryzysowe