Mój mąż stał przy oknie, zimny, obojętny.
— To jej decyzja.
Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie.
— Ale to niesprawiedliwe!
Westchnął, jakbym była dzieckiem, które nie rozumie, że życie takie po prostu jest.
— Zawsze wolała mojego brata. To nic nowego.
Patrzyłam na niego i nie mogłam tego zrozumieć.
Nie chodziło nawet o pieniądze.
Nie chodziło o ziemię, dom, oszczędności.
Chodziło o to, że po raz kolejny uznała, że nie jest wart niczego.
A on… przyjmował to ze spokojem.
Jego brat był idealny.
Starszy. Mądrzejszy. Sukcesywny.
Matka uwielbiała go od zawsze.
To jemu kupowano najlepsze ubrania, to jego chwalono na każdej rodzinnej uroczystości.
To dla niego była matką, która wspiera.
Mój mąż?
Zawsze w cieniu.
I teraz, kiedy teściowa spisała testament, potwierdziła to, co wiedział przez całe życie.
Że dla niej nigdy się nie liczył.
— Nie zamierzasz z nią porozmawiać? — spytałam, choć znałam odpowiedź.
Uśmiechnął się gorzko.
— A po co? Żebym usłyszał, że brat bardziej zasłużył? Że on się lepiej sprawdzi?
— Ale to ty zawsze byłeś przy niej, gdy go nie było. To ty się nią opiekowałeś, gdy była chora.
Wzruszył ramionami.
— Ona i tak nigdy tego nie zauważała.
Zrobiło mi się niedobrze.
Jak można tak po prostu zaakceptować bycie nieważnym?
Jak można tak łatwo pogodzić się z odrzuceniem?
— A co, jeśli twój brat nas wyrzuci? Jeśli sprzeda ten dom?
— To pojedziemy gdzieś indziej.
— Ale to niesprawiedliwe!
Spojrzał na mnie ze zmęczeniem.
— Nie walcz o coś, co nigdy nie było nasze.
Wiedziałam, że nie zmienię jego myślenia.
Bo on przez całe życie uczył się, że nie zasługuje.
Że nie ma prawa do gniewu, do żalu, do buntu.
Ale ja nie byłam jak on.
Nie mogłam tego tak zostawić.
Poszłam do teściowej następnego dnia.
Siedziała w swoim ulubionym fotelu, zimna jak zawsze.
— Chciałam porozmawiać o testamencie.
— Nie masz do tego prawa.
Zacisnęłam zęby.
— Mój mąż ma.
— Twój mąż ma to, na co zasłużył.
Jej oczy błyszczały lodowatą pewnością siebie.
— Twój brat zawsze był mądrzejszy, odpowiedzialniejszy. Zawsze wiedziałam, że on dobrze pokieruje swoim życiem.
— A twój drugi syn?
— On sobie poradzi.
Czułam, jak coś we mnie pęka.
— Nie widzisz, jak bardzo go krzywdzisz?
Jej twarz nawet nie drgnęła.
— On się już dawno przyzwyczaił.
Wracałam do domu zrozpaczona.
Mój mąż czekał na mnie, choć wiedziałam, że nie chce słuchać, co powiedziała jego matka.
— Miałaś rację. To nie nasza walka.
Spojrzał na mnie z ulgą.
Ale to nie była ulga wygranej.
To była ulga przegranego, który już nie musi walczyć.
I wtedy zrozumiałam, że najbardziej nie boli odrzucenie.
Najbardziej boli przyzwyczajenie się do niego.
To też może cię zainteresować: Karol Nawrocki zabrał głos w sprawie Barbary Skrzypek. Co powiedział
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Wstrząsający atak na Strefę Gazy. „Otworzą się bramy piekieł”