Codziennie budziłam się z coraz większym brzuchem, coraz bardziej zmęczona, ale szczęśliwa.
Miałam dom, miałam męża, miałam w sobie nowe życie.
Myślałam, że mam wszystko.
Nie miałam nic.
Zaczęło się od wiadomości.
Telefon męża leżał na stole, ekran nagle się rozświetlił.
„Nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania 😘”
Serce mi stanęło.
Sięgnęłam po telefon, zanim zdążyłam się zastanowić.
Imię, które widniało nad wiadomością, sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze.
Monika.
Moja kuzynka.
Myślałam, że to jakaś pomyłka.
Nie mogło być inaczej.
To było absurdalne, niemożliwe.
A jednak…
Weszłam w ich rozmowy.
I z każdą kolejną wiadomością moje życie rozpadało się na kawałki.
Pisali do siebie od miesięcy.
„Jest coraz większa, nie mogę na nią patrzeć.”
„Tylko ty mnie rozumiesz.”
„Gdyby nie to dziecko, już bym od niej odszedł.”
Nie pamiętam, ile czasu siedziałam w ciszy, wpatrując się w ekran.
Czułam, jak dziecko porusza się w moim brzuchu.
Jakby chciało mnie ostrzec, że już nigdy nic nie będzie takie samo.
Kiedy wrócił do domu, czekałam na niego w salonie.
Nie krzyczałam.
Nie płakałam.
Po prostu podałam mu telefon.
Zrozumiał od razu.
— To nie tak, jak myślisz…
— Naprawdę? — przerwałam mu. — To może mi wytłumaczysz?
Otworzył usta, ale po chwili zamilkł.
Nie miał co tłumaczyć.
Następnego dnia spakowałam jego rzeczy.
Nie błagał, nie prosił o drugą szansę.
Może wiedział, że nie ma już do czego wracać.
Tydzień później urodziłam.
Nie było go przy mnie.
Nie chciałam go tam.
Bo to dziecko zasługiwało na lepszy początek.
Na życie bez ojca, który zdradził jego matkę z jej własną rodziną.
To też może cię zainteresować: Tak wyglądała kolejna miesięcznica smoleńska. Takie hasła padały w stronę Jarosława Kaczyńskiego
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Żona Daniela Martyniuka zdradziła, jak wyglądają ich relacje. To spore zaskoczenie