Siedziałam w swoim pokoju, wpatrując się w ścianę, na której wisiały rodzinne zdjęcia. Uśmiechnięte twarze mojego męża, dzieci, wnuków. Każda fotografia opowiadała historię – wspólne wakacje, urodziny, święta. Przez lata byłam matką, żoną, babcią. Poświęciłam się im całkowicie.

A teraz byłam sama.

Wszystko zaczęło się od zmęczenia. Z dnia na dzień miałam coraz mniej siły. Kiedyś mogłam godzinami gotować, sprzątać, biegać za wnukami. Teraz wstanie z łóżka było wyzwaniem.

— To przez wiek, mamo — powiedział syn, kiedy pierwszy raz mu się poskarżyłam. — Musisz się z tym pogodzić.

Ale to nie był wiek.

To była choroba.

Lekarz potwierdził najgorsze. Potrzebowałam leczenia, opieki. Kogoś, kto się mną zajmie.

— Nie martw się, damy sobie radę — powiedziała córka, kiedy jej o tym powiedziałam.

Uwierzyłam.

Ale potem dni zamieniły się w tygodnie, a ja coraz częściej słyszałam:

— Mamo, nie mogę dziś przyjechać, mam pracę.

— Mamo, wiesz, jak to jest z dziećmi… Nie mam czasu.

— Mamo, może poproś kogoś innego?

Kogoś innego?

Całe życie poświęciłam im. Byłam tam, gdy potrzebowali pomocy. Poświęciłam pracę, marzenia, życie towarzyskie, żeby zawsze być dla nich.

A kiedy to ja potrzebowałam pomocy… nie było nikogo.

Któregoś dnia nie mogłam wstać z łóżka.

Drżącymi rękami sięgnęłam po telefon. Zadzwoniłam do córki.

— Mamo, właśnie wchodzimy na obiad do restauracji. Zadzwonię później, dobrze?

Nie zadzwoniła.

Zostałam sama.

W mieszkaniu, w którym kiedyś było pełno śmiechu, teraz panowała cisza.

Tylko ja i mój ból.

I świadomość, że całe życie oddałam ludziom, którzy nigdy nie zamierzali oddać mi nawet chwili swojego czasu.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Wychowałam syna sama": Kiedy dorósł, powiedział, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Po latach opieki nad chorą matką dowiedziałam się, że cały majątek przepisała na mojego brata"