Słodko-gorzko jest uświadomić sobie, jak bardzo myliłam się co do własnych dzieci. Kiedy moje wnuki dorastały, potrzebowali mnie. Teraz moje wnuki są już duże, więc młodzi zapomnieli o mnie. Nawet do mnie nie dzwonią.
Mam dorosłą córkę i syna. Rozstałam się z ich ojcem, kiedy byli jeszcze w szkole. Ich ojciec znalazł nową kobietę, miał z nią dziecko i zaczął z nią mieszkać. Na początku jeszcze jakoś widywał się z córką, ale syn zaczął go ignorować, gdy tylko wszystko stało się jasne. A potem mój były mąż przeprowadził się do innego miasta ze swoją nową rodziną i zerwał z nami wszelki kontakt. Wychowywałam dzieci z pomocą brata i rodziców. Bardzo pomogli, ale i tak było ciężko.
Mój syn jest starszy, miał już piętnaście lat, kiedy ojciec odszedł, a moja córka miała dwanaście lat. Sama znosiłam wszystkie rozkosze okresu dojrzewania. Ale gdy dzieci podrosły, stały się mądre, poszły do szkoły i potem zaczęły zakładać własne rodziny. Moja córka wyszła za mąż jako pierwsza, a dwa lata później ożenił się mój syn. Młodzi nie mieszkali ze mną ani jednego dnia, próbowali ułożyć sobie życie na własną rękę, a ja pomagałam im, jak mogłam.
Moje dzieci często dzwoniły, przyprowadzały wnuki, albo ja szłam do nich. Wszystko toczyło się w ten sposób, dopóki moje wnuki nie dorosły do samodzielności. Teraz same chodzą do szkoły, do klubów, mają własne życie. To zrozumiałe, czas nie stoi w miejscu. W jakiś sposób zostałam wyłączona z ich życia.
Jeśli nie dzwonię, żeby dowiedzieć się, co się z nimi dzieje, to nie mam z nimi wcale kontaktu. Ostatnio odzywają się tylko w święta, może raz w roku. Nie robię się młodsza, ciężko mi się myć. Przydałaby mi się pomoc, ale szkoda było dzwonić z takimi bzdurami. W zeszłym roku pękła mi rura, zadzwoniłam do syna, żeby przyjechał i mi pomógł, ale on odpowiedział, że mam dzwonić do majstra, on nie ma czasu.
Moja córka również odpowiedziała, że zięć nie przyjedzie. Wtedy pomógł mi młody sąsiad, którego zalałam. Przyszedł i zakręcił wodę. Jego żona pomogła mi usunąć wodę z podłogi. Sąsiad sam poszedł i kupił to, czego potrzebował do naprawy i wszystko zamontował.
Nie wziął ode mnie ani grosza za zniszczenia i naprawę, chociaż próbowałam dać im pieniądze, bo to w końcu moja wina. Powiedzieli, że jeśli potrzebuję pomocy, to mam się z nimi skontaktować. A dzieci nawet nie oddzwoniły, żeby dowiedzieć się, jak problem został rozwiązany. Sama też do nich nie zadzwonię, nie chcę się narzucać.
Ostatni raz zadzwonili do mnie w Boże Narodzenie, złożyli życzenia, ale nikt nawet nie zaprosił mnie na świętowanie. Tak więc, mając dwoje dzieci i dwoje wnuków, zostałam sama. Zawsze mówiono nam, że powinniśmy żyć dla naszych dzieci, że to jest najważniejsze w życiu. Ale teraz nie wiem, czy to stwierdzenie jest słuszne. Może właściwą rzeczą jest żyć dla siebie. Wtedy będzie mniej rozczarowań na starość.
Zerknij: Świeże doniesienia o zdrowiu Zbigniewa Ziobry. Czy szef Suwerennej Polski zbliża się do przełomu
Nie przegap: Polscy kibice mocno zaskoczyli świat w Chorwacji. Ten piłkarz zapamięta to na długo