W zasadzie nie jest to dla mnie takie trudne, bo rodzice mieszkają na wsi, a ja dziesięć kilometrów od nich. I w każdy weekend rzucam wszystko i pędzę do nich. Piorę, sprzątam, zapełniam lodówkę jedzeniem.

Nawiasem mówiąc, jedzenie kupuję głównie za własne pieniądze. Rodzice oczywiście dają mi pieniądze ze swojej emerytury, ale to tylko część. Moje sumienie nie pozwala mi przedstawiać im rachunku za wszystko, co kupuję. I nigdy nawet o tym nie pomyślałam.

Mojemu mężowi to nie przeszkadza, często jeździ pomagać teściowej i teściowi w domu. Mój syn i córka również często odwiedzają wioskę, a podczas wakacji szkolnych tam znikają. Krótko mówiąc, co nas dzieli? Jesteśmy jedną rodziną.

Mój brat mieszka daleko, przyjeżdża najwyżej raz w roku. Zawsze też przyjeżdża z prezentami i zawsze kupuje rodzicom coś potrzebnego i drogiego: kanapę, lodówkę czy dach na domu.

Kiedyś jąkałam się, że jest mi wstyd, bo on tyle wydaje, a ja... Na co mój brat odpowiedział: "Ja wydaję tylko raz w roku, a ty co tydzień, więc nawet o tym nie myśl, siostrzyczko!"

Moja siostra również mieszka w mieście i odwiedza nas częściej, mniej więcej raz na kwartał, w święta. Przychodzi też z torbami i prezentami. Czasami drogie sery, czasami kiełbaski, czasami słodycze, czasami egzotyczne ryby. Oczywiście, chce sprawić przyjemność starszym ludziom.

Mamy taki zwyczaj, że każdy może zajrzeć do lodówki i wziąć, co chce. Moje dzieci czują się u dziadków jak w domu, więc robią to samo.

Pewnych wakacji pobiegły do wioski. Dzień później przyjechała tam Renia, moja starsza siostra. Byłam jeszcze szczęśliwsza — przynajmniej dzieci będą pod nadzorem.

W końcu moim psotnym dzieciom łatwo jest wymknąć się dziadkom. Mogą uciec nad rzekę, albo włóczyć się gdzieś późną nocą, a tutaj Renia wszystko kontroluje.

Ale niecały dzień później moja siostra zadzwoniła do mnie i zaczęła krzyczeć coś do telefonu. Na początku nie mogłam zrozumieć, o co jej chodzi, a potem, kiedy to do mnie dotarło, byłam oszołomiona, nie wiedziałam, co powiedzieć.

- Twoje dzieci zjadły ser, który przyniosłam rodzicom! - krzyczała Renia — powinnaś przynajmniej coś z nimi zrobić, wyjaśnić, że nie można dotykać cudzej własności!

- Cudze? - powiedziałam, otrząsając się z zaskoczenia. - Renia, dzieci są z dziadkami. W czym problem?

- Wiesz, ile kosztuje ten ser? To przysmak, trzeba go jeść w cienkich plasterkach, a oni pocięli go na kawałki i zjedli za jednym posiedzeniem. Wróciłam z ogrodu i nie było sera! - wściekała się, - rodzice tylko go spróbowali i to wszystko. Przyniosłam jedzenie dla rodziców, nie dla twoich dzieci. Wchodzą do lodówki, jakby pochodziły z głodującej krainy.

- Nie są z głodującej krainy, to tylko dzieci, które dopiero dorastają i chcą jeść bez końca — odpowiedziałam, ledwo się powstrzymując — przecież w lodówce jest jedzenie, które przyniosłam! Ukryj swoje przysmaki i jedz w tajemnicy.

Nie rozmawiałam już z siostrą, a wieczorem wraz z mężem udaliśmy się do wioski, aby dowiedzieć się o całej sytuacji.

Okazało się, że Renia przywiozła jakiś super drogi ser. Rodzice powąchali go, powiedzieli, że to okropne i odmówili jedzenia, ale dzieci zjadły. Tak, im też nie smakował, ale słyszeli, że to jakiś rodzaj sera, który milionerzy jedzą na śniadanie. Zjedli więc śniadanie, choć bliżej pory obiadowej.

Mój mąż bardzo się zdenerwował na moją siostrę, rzucił jej pieniądze za ser, z grubsza obliczając wartość, zabrał dzieci, wsadził je do samochodu i odjechaliśmy, zanim do reszty pokłóciłam się z siostrą.

Moi rodzice znaleźli się między młotem a kowadłem. Generalnie byli po mojej stronie, ale nie chcieli też kłócić się z Renią. Nie poszliśmy do domu mojej siostry przez tydzień, kiedy została z rodzicami.

Dopiero kiedy wyjechała, odwiedziliśmy rodziców.

- Córeczko, proszę, wybacz swojej siostrze — powiedziała ze łzami w oczach moja matka, - ona ma kompletną obsesję na punkcie pieniędzy.

- I nie może cię zrozumieć, sama nie ma ani dziecka, ani kotka — dodał ojciec.

Wydawało mi się, że jej wybaczyłam, a potem zaczęłyśmy nawet rozmawiać przez telefon, jakby nic się nie stało.

Pamiętam tylko, że zdecydowaliśmy z mężem i powiedzieliśmy dzieciom: następnym razem, gdy ciocia przyjedzie odwiedzić rodziców, nie będziemy zaglądać do lodówki, niech chomikuje swoje przysmaki w całkowitej ciszy.

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Luna ma poważny problem tuż przed sama Eurowizją. Młoda piosenkarka zmaga się z niespodziewanym przeciwnikiem. Jak ta sytuacja wpłynie na jej występ

O tym się mówi: Potężne zamieszanie wokół Jacka Protasiewicza. Odwołany wicewojewoda dolnośląski ma sporo młodszą partnerkę. Różnica wieku zakochanych może szokować