7 lat temu wszyscy moi bliscy zostawili mnie samą siebie. Byłam wtedy w ciąży. To miało być moje pierwsze dziecko. Bardzo się cieszyłam na jego narodziny. Moja teściowa była jednak innego zdania. Stwierdziła, że ma już troje wnucząt i czwartego nie potrzebuje. Myślałam, że mój mąż stanie w mojej obronie i w obronie naszego synka.
Gorzko się rozczarowałam. Mój mąż też nie był zadowolony z mojej ciąży. Stwierdził, że nigdy nie chciał powiększać rodziny, bo chciał żyć dla siebie, a nie tyrać na pieluchy i dom. Nie mogłam tego słuchać. Nie mogłam tam zostać ani chwili dłużej. Poszłam do mamy, mając nadzieję, że mnie przyjmie.
Stwierdziła, że nie chce, żeby sąsiedzi gadali, dlatego nie pozwoliła mi u siebie zostać. Kazała mi jechać na wieś, do domu, który odziedziczyła po swojej mamie. Z pomocą starego przyjaciela udało mi się posprzątać chatkę. Pomógł mi też znaleźć pracę, do której mogłam chodzić razem z moim dzieckiem, kiedy już się urodził.
Opiekowałam się starszym panem, który nie miał bliskich. Bardzo polubił mojego syna, zresztą ze wzajemnością. Nikodem traktował pana Karola jak własnego dziadka. Kiedy mój syn miał 6 lat, pan Karol zmarł. Zostawił nam wyjątkowy prezent. Cały swój majątek przepisał mnie i mojemu synowi. Był to nie tylko dom na wsi, ale także mieszkanie w mieście, do którego się przenieśliśmy.
Jakimś cudem mój mąż (przez wszystkie te lata nie rozwiedliśmy się) dowiedział się, że wróciłam do miasta. Zadzwonił do mnie i zapytał, czy może wpaść, odwiedzić syna. Przyszedł do nas wspólnie z matką. Kiedy wyszli, mój syn zapytał mnie, dlaczego nie było ich wcześniej. Nie odpowiedziałam. Niech oni się tłumaczą ze swoich błędów!
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Podaj rachunek pani" powiedział kelnerowi mężczyzna, z którym umówiłam się na randkę
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Pilne wieści o Irenie Santor. Gwiazda polskiej estrady trafiła do szpitala. Do mediów wypłynęły informacje o stanie zdrowia uwielbianej piosenkarki