Do niedawna wierzyłam, że mam dużą i kochającą rodzinę. I tak było, dopóki mój młodszy brat się nie ożenił i nie sprowadził żony do domu. Za każdym razem, kiedy odwiedzałam rodziców, nie czułam się zbyt dobrze w domu moich rodziców. Sytuacja jeszcze bardziej pogorszyła się, kiedy moja bratowa zaszła w ciążę.
Ja i mój mąż od lat staraliśmy się o dziecko, kiedy zawodziły kolejne próby, poszliśmy do lekarza. Okazało się, że jestem bezpłodna. Jedyną szansą dla nas na potomstwo jest adopcja. Byliśmy wtedy na etapie kompletowania dokumentów.
Ostatnio od rodziców usłyszałam, że mam ich teraz nie odwiedzać. Powiedzieli, że jak moja bratowa urodzi, to się do mnie odezwą.
Bardzo mnie to zabolało, ale co miałam zrobić? Dziecko mojego brata urodziło się w tym samym czasie, kiedy i my zostaliśmy rodzicami trzymiesięcznego Marcinka. Chłopiec od początku miał problemy zdrowotne, na szczęście mieliśmy pieniądze, żeby odpowiednio się nim zająć i skorzystać z pomocy najlepszych lekarzy.
Niestety moi rodzice nie traktowali mojego dziecka jak własnego wnuka. Dla nich liczyła się tylko Lena, córka mojego brata. Nie była to jedyna przeszkoda, jaką napotkałam w życiu. Mój mąż mnie zdradził. Jego kochanka urodziła mu dziecko. Nasze małżeństwo się rozpadło. Zostaliśmy z Marcinem sami.
Musiałam wrócić do rodziców, bo mieszkanie, w którym mieszkałam z mężem, należało do niego jeszcze przed ślubem. Nie miałam do niego żadnych praw.
Moja mama nie była szczególnie z tego zadowolona. Wszystkie pokoje w mieszkaniu były zajęte. Dostaliśmy z moim synkiem salon, w którym zawsze było pełno osób. Mój brat i bratowa chcieli się mnie pozbyć, ale ja wiedziałam, że mam prawo być w tym mieszkaniu, podobnie jak oni. Płaciłam rachunki nie tylko za siebie, ale za wszystkich.
Jednak brat i bratowa nie zamierzali odpuszczać. Ciągle naśmiewali się ze mnie, mówiąc, że nie byłam w stanie samodzielnie urodzić dziecka, więc je adoptowałam. Tego nie mogłam im wybaczyć. Podobnie jak tego, że moja matka zaczęła coraz częściej mówić, że ja i mój adoptowany syn powinniśmy znaleźć dla siebie inne lokum.
W końcu zdecydowałam się wyprowadzić, ale na moich warunkach. Powiedziałam, że wyprowadzę się, o ile wypłacą mi pieniądze należne mi za mój udział w mieszkaniu. Zażądałam ceny rynkowej. Byli na mnie wściekli, skarżyli się, że zdzieram z rodziny, ale nie zamierzałam im odpuścić, nie po tym, jak mnie potraktowali.
Chcąc nie chcąc, musieli mi zapłacić. Teraz ja i mój syn mieszkamy oddzielnie i wreszcie jesteśmy szczęśliwi.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Mężczyzna porzucił żonę i dziecko. Wkrótce ojciec kobiety dowiedział się, co się stało i podjął działania
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w osatnich dniach: Z życia wzięte. Bratowa wysłała moją matkę do ośrodka. Kiedy się o tym dowiedziałem, natychmiast do niej pobiegłem
O tym się mówi: Danuta Martyniuk w szczerym wyznaniu. Poszło o Daniela Martyniuka