„Synu, nie widzisz, że wychowujesz nie swoje dziecko? Natalka nie ma ani twoich oczu, ani nosa, w ogóle nie jest do ciebie podobna! Spójrz na nas. Jesteś podobny do swojego ojca, a twoje dziecko nie ma z ciebie absolutnie nic. Do twojej żony też nie jest podobna, a to może oznaczać tylko jedno. Musimy zrobić badania, żeby mieć pewność” – powiedziała mojemu mężowi teściowa.
Byłam mężatką od 12 lat. Każdemu mówiłam, że jestem szczęśliwa, bo faktycznie byłam. Wszystko świetnie mi się układało. Miałam świetny kontakt z mężem, z którym wychowywałam dwie piękne córki. Mieliśmy własny mały dom, który uwielbiałam, podobnie jak moją pracę.
Mieszkaliśmy w małej wiosce, ale mieliśmy własny samochód, dlatego wyjazd do miasta po zakupy nie sprawiał nam najmniejszego problemu. Kupiliśmy nowe auto całkiem niedawno, moja teściowa dała mi na to środki. Zrobiła to, żebyśmy odwozili naszą starszą córkę na lekcje tańca do miasta.
Moja teściowa zrobiłaby dla Julki wszystko. Opłacała jej dodatkowe zajęcia, kupowała zabawki i ciuchy, obdarowywała pieniędzmi. Niestety jej stosunek do Natalki, młodszej z córek, był znacznie chłodniejszy, o ile nie lodowaty. Nawet nie odwiedziła jej, kiedy przyszła na świat. Na początku nie rozumieliśmy, dlaczego taka jest. W końcu mój mąż postanowił ją o to zapytać.
Zapytana o to, czy jest urażona o coś, bo przez pół roku nie zdążyła odwiedzić wnuczki, znalazła sporo wymówek. A to pogoda nie była dobra na odwiedziny, a to była chora i nie chciał zarazić maluszka. Mój mąż nie odpuszczał i w końcu wyciągnął od matki faktyczny powód.
„Widziałam twoje dziecko. Ono nie jest podobne do ciebie, ale do Borysa!” – powiedziała w końcu. „Dwa razy widziałam, jak podwoził twoją żonę samochodem. To nie może być przypadek”.
Kiedy mąż mi o tym powiedział, roześmiałam się. Faktycznie Borys podwiózł mnie dwa razy, ale było to już wtedy, gdy byłam w ciąży. Do tego o obu przypadkach mówiłam mężowi. Mówił o tym swojej matce, ale ona nie chciała słuchać. Stwierdziła, że całkiem wyprałam mózg jej synowi i nie jest w stanie racjonalnie ocenić sytuacji.
Na szczęście mój teść był inny. On kochał obie wnuczki tak samo i nie podejrzewał, że któraś z nich jest dzieckiem z nieprawego łoża. Wiele razy żona próbowała go przekabacić. Raz próbowała to zrobić, mówiąc, że ich syn ma niebieskie oczy, a jego córka brązowe. Teść racjonalnie przypomniał ją, że zarówno on, jak i ona mają oczy właśnie tego koloru, co wnuczka. Zignorowała to.
Kiedy nasza córka zaczęła mnie pytać, dlaczego babcia jej nie kocha, poprosiłam męża, żeby jeszcze raz spróbował porozmawiać z matką. Powiedział wtedy, że może powinniśmy zrobić testy DNA i pokazać jej czarno na białym dowody mojej niewinności. Teściowa zrobiła badania na własny koszt. Chciała mieć pewność, że niczego nie oszukam.
Kiedy dostała wyniki przyszła do naszego domu i po raz pierwszy od urodzenia, wzięła moją młodszą córkę w objęcia.
Lepiej późno niż wcale.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Wróciłam do domu zza granicy. Miałam dla najbliższych wyjątkową niespodziankę
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Wiadomo już, co stało się z 13 milionami złotych, które udało się wywalczyć Tomaszowi Komendzie. Co mężczyzna zrobił z zasądzoną od państwa sumą