"Będzie lepiej, gdybyś wysłał mnie do sierocińca," powiedziała mi moja córka.

To była chwila, która zapadła mi w pamięć na zawsze. Siedzieliśmy razem w naszym małym pokoju, w ciszy przerwanej tylko szumem ulicznych samochodów. Moja córka, mała istota o wielkim sercu i jeszcze większych marzeniach, patrzyła na mnie swoimi błyszczącymi oczami.

Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Miała zaledwie siedem lat, a jej słowa były tak dojrzałe, że aż sprawiły, że serce mi zadrżało. Zawsze byłem tam dla niej, starając się spełniać wszystkie jej potrzeby i marzenia. Ale teraz, w tym małym pokoju pełnym kolorowych zabawek, stawiła mi pytanie, na które nie byłam przygotowany.

"Czemu mówisz takie rzeczy, kochanie?" zapytałem, próbując zachować spokój i zrozumienie.

Wzruszyła ramionami i spojrzała na swoje ulubione pluszowe misie na półce. "Bo w szkole mówią, że dzieci w sierocińcach dostają nowych rodziców, którzy ich naprawdę chcą. A ty często pracujesz i jesteś zmęczony. Myślę, że mogłabym tam być szczęśliwa."

Te słowa dosięgły mnie jak bicz. Przytuliłem ją mocno do siebie i obiecałem, że spróbujemy coś zmienić. Zrozumiałem, że muszę znaleźć równowagę między pracą a rodzicielstwem. To była lekcja, której potrzebowaliśmy oboje.

Nasza rozmowa o sierocińcach była momentem, który nauczył mnie, jak ważne jest być obecnym dla mojego dziecka. Być może nie zawsze byłem idealnym rodzicem, ale obiecałem sobie, że zrobię wszystko, aby zasłużyć na to, by być najlepszym rodzicem dla niej. To była lekcja, którą od swojej córki od razu wziąłem sobie do serca i która na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Kiedy masz ponad 40 lat, nie powinieneś komunikować się z osobami w tym samym wieku. Lepiej komunikować się z młodymi ludźmi"

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Weronika Rosati apeluje do Piotra Adamczyka. Wyjawiła całą prawdę o wypadku