Dawno temu mieszkaliśmy razem jako rodzina, ale po ślubie brata musiałam się wyprowadzić, żeby zrobić miejsce dla młodej rodziny. Ich rodzina nie była zbyt przyjazna, praktycznie nie było dnia bez konfliktów i kłótni. Na początku rodzice próbowali interweniować, ale potem zostawili tę sprawę, niech sami to rozwiążą.
Musiałam mieszkać w hotelu
Rok później brat i jego żona postanowili się rozwieść, a kiedy załatwiali papierkową robotę, mój brat zmarł. Wśród ogólnego żalu nie myśleliśmy o wyrzuceniu bratowej z mieszkania, ale kiedy wszystko się uspokoiło, powiedziałam jej, że się wprowadzam.
Początkowo zgodziła się i powiedziała, że będzie szukać nowego domu. Czas mijał, a poszukiwania stały w miejscu. Na wszystkie proponowane przeze mnie opcje znajdowała wymówki, albo daleko od pracy, albo drogie, albo była chora.
Po kilku miesiącach zaczęłam z nią bezpośrednio rozmawiać o swoim niezadowoleniu. Od razu włączyła pozycję obronną, że też ma prawo do tego mieszkania, bo tu mieszkał jej mąż. Nie chciałam jej wyrzucać siłą i postanowiłam porozmawiać z rodzicami.
- Dlaczego ona mieszka w naszym domu, a ja muszę nocować w hotelu? Jurka już nie ma, więc nie ma tu nic do roboty.
– Może powinniśmy poczekać i zobaczyć, czy zmieni zdanie.
- Dałam jej wystarczająco dużo czasu na znalezienie nowego mieszkania, chce przejąć to mieszkanie.
Postanowiłam pójść wbrew radom rodziców i zagroziłam jej pozwem. Zrobiła awanturę, a nawet przyprowadziła swoją przyjaciółkę, żeby ze mną porozmawiała. Nie mogąc tego znieść, skontaktowałam się z policją. Spakowała swoje rzeczy i wyjechała.
Potem próbowała iść do sądu, ale wszędzie jej odmawiano. Wróciłam do domu i teraz żyję w spokoju i od długiego czasu nie mieliśmy już od niej wiadomości.